Nowy Rok. Dla mnie zaczyna się każdego roku we wrześniu w dniu moich urodzin i tak odmierzam kolejne cykle kalendarzowe. Drugi nowy rok rozpoczyna się w kwietniu i wymierza go rozpoczęcie się gorącego sezonu turystycznego. Ta druga data jest ruchoma pomiędzy 10 kwietnia a 1 maja i w taki sposób mam skonstruowany swój kalendarz. W obu tych przypadkach podsumowuję poprzedni rok i snuję marzenia, które rozpisuję na plany mniejsze i większe na kolejny. To się dzieje w kwietniu oraz we wrześniu. Mój własny rytm i własny prywatny kalendarz.
Od kilku lat tradycyjny Nowy Rok rozpoczynający się 1 stycznia nie dotyczy mnie zbytnio. Sam Sylwester spędzamy bardzo zwyczajnie i nie celebrujemy go. Uwarunkowani jedynie kulturowo składamy sobie nawzajem życzenia oraz zwierzętom, które tej nocy sylwestrowej wymagają więcej czułości i opieki, ponieważ nawet w Bieszczadach gdzieś z oddali świszczą odgłosy petard i ogni sztucznych. WIerzę, że jeszcze za swojego obecnego życia dożyję momentu, gdy ta moda ustanie przynajmniej w takich miejscach jak nasze Bieszczady w trosce o zwierzęta domowe, oraz dzikie, w trosce o święty spokój ludzi, zdrowy rozsądek i odrzucając marnotrawstwo związane z wydawaniem pieniędzy na proch.
Postanowiliśmy nawet naszą filozofię przenieść na turystyczny grunt co zaowocuje „zwyczajnością” w naszym przyszłorocznym cenniku bieszczadzkiego Dolistowia a nasze prywatne święta staną się wyznacznikiem kreowanej oferty. O tym innym razem. Wczoraj w święto Trzech Króli gdy chrześcijański świat się raduje objawieniem się Boga w w życiu człowieka, jechałam na Słowację odwieźć Pavla. Rozpoczynamy nowy etap życia podzielony częściowo na „służbę” Pavla w słowackich Tatrach i moje/nasze bieszczadzkie życie. To będzie ciekawe wyzwanie dla nas obojga. Wysokogórska praca w trudnych, lawinowych warunkach na wysokości 1786 m n.p.m. w obserwatorium astronomicznym. Zamierzam więc w tym roku bywać częściej w Tatrach, niż poprzednio. Z pewnością wpłynie to na lepszą moją zimową kondycję na nartach. Jestem podekscytowana a jednocześnie zmotywowana do nieco trudniejszej samotnej pracy w Bieszczadach podczas naszych co miesięcznych rozłąk.
Wstaliśmy przed świtem. Bieszczady i Beskid Niski były uśpione. Po drodze tylko plamy śniegu przypominały nam o tym, że trwa zima. W Medilaborcach muzea Andyego Warhola nadal w trakcie wielkiego remontu, dworzec kolejowy w częściowej modernizacji dlatego zamiast pociągów przyjeżdżają po podróżnych autobusy. Zdaje się, że budynki i trakcje kolejowe rozwijają się wprost przeciwnie do uśpionego miasteczka, które nadal jest senne, powolne i żyje w swoim starym rytmie opierając się zmianom świata i masowemu pośpiechowi, który tutaj nikomu jeszcze nie zagraża.
Powróciwszy do domu, zatrzymałam się na kawę wypitą w drewnianym szałasie w Parku Krajobrazowym Zachodnich Karpat. Nad potokiem było cicho, temperatura zaledwie 0 st. Do granicy polskiej przysłowiowy rzut kaloszem.
Tę drogę przemierzałam już dziesiątki razy o wszystkich porach roku. Lubię ją i za każdym razem odkrywam coś nowego. Ta trasa to symboliczna nić łącząca moją przeszłość i teraźniejszość, moją polską i słowacką rodzinę a teraz nasze słowackie Tatry i polskie Bieszczady. Jest w tym połączeniu coś magicznego, niezwykłego i bardzo metaforycznego.
W domu zajęłam się zwierzakami i naszym bardzo chorym Berdo, któremu nie zostało już wiele życia. Towarzyszę mu jeśli tylko mogę …..
Gdy kończyłam spacer z Darą moim oczom ukazali się sąsiedzi z Chmiela z ogromną grupą przebranych ludzi. Kolędownicy, wśród nich uzdolnieni muzycy:
Józek ze swoimi skrzypkami, kolega z cymbałami i in. Trzech Królowie, Żyd, Śmierć i inne postaci. Kolorowo, muzycznie i teatralnie i to wszystko na maleńkim ganku mego domu i tuż przed nim. Berdo usłyszawszy gwar, śmiech i śpiew, wstał nagle o własnych siłach co zdarza mu się bardzo rzadko i zamruczał radośnie. Koty cieszyły się. Kuba porwał mnie do tańca, pozostali do śpiewu. I choć z powodu stanu Berda i opieki nad nim, w naszym domu panuje teraz dużo smutku, takie chwile jak ta wniosły radość i szczęście z powodu nadejścia Pana.
Jakkolwiek każdy z nas pojmuje boga o ile jakikolwiek bóg istnieje w Waszej rzeczywistości, wiara w istotę boskości rozumianej jako siła transcendentna, coś wiecznego, pełnego i większego, niż ludzka ułomność, pozwala przetrwać i wzbogaca życie. Ta wiara wznosi, gdy upadamy, uskrzydla, gdy cierpimy, uzdrawia gdy tylko damy na to przyzwolenie. Nazwijcie do jak chcecie: duchowość, rozwój indywidualny, religia, wyzwolenie, katharsis, wiara w Boga jednoosobowego, wiara w wielu bogów….Czymkolwiek i jakkolwiek tego nie nazwiemy, ta wiara w Coś WIęcej, coś WIelkiego i NIeuchwytnego pomaga, wspiera bo wiemy już, że nie jesteśmy Sami i właśnie w ten symboliczny dla wielu Nowy Rok życzę Wam poczucia, że nie jesteście Sami na tym świecie i we Wszechświecie i wreszcie w Waszej rodzinie, wsi, miasteczku…..Poczucia wspólnoty dla nas wszystkich, samych błogosławieństw i nadziei. NIech trwają. Z miłością
7 stycznia 2023, Dwernik Bieszczady, Bosonoga