nie chce mi się

Tekst
Blog|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Terapeutka Gaja


Nie chce mi się.
To zdanie słyszę w Bieszczadach tak często, że brzmi mi w uszach jak sentencja.
Przekazywana jest na różne sposoby od rozmaitych osób i instytucji.
Po dłuższym czasie tworzy się z niego swoista filozofia życia, w gruncie rzeczy bardziej zachwycająca, niż irytująca. Pierwszym jej stadium jest „maniana” bieszczadzka zgodnie z zasadą „jeśli coś możesz zrobić jutro, nie rób tego dzisiaj”. Odkładanie prac i zobowiązań to nie łatwa sztuka…Bardziej zaawansowany etap to „nie robienie”. A jeszcze wyższa umiejętność, którą poprzedza wysiłek porównywalny z obroną doktoratu z cybernetyki, to „nic nie robienie”.
O ile sztukę nic nie robienia, doprowadziły do perfekcji nasze zwierzęta, to u ludzi bywa z tym różnie, ale z pewnością w Bieszczadach można spotkać wielu ekspertów w tej zapomnianej już dziedzinie egzystencji.

Nie mogę do Pani przyjechać – odpowiada kierownik zakładu oczyszczania.
Najpierw mnoży problemy w rodzaju:
– Widziałem na zdjęciach, że droga do Pani do domu z tej strony nie jest utwardzona
Kilka dni później słyszę:
– Dzisiaj jest mokro, samochód nie przejedzie.
– Przepraszam, jestem na urlopie – taką odpowiedź słyszę po kilku dniach ciszy w eterze wymieszanej z nieprzyjemnym zapachem wydostającym się z oczyszczalni
– Dla takiej ilości nie wyślę samochodu. Nie mogę. Rozumie Pani, nie opłaca mi się.
Po wyczerpaniu zdefiniowanych już dużo wcześniej wymówek (stosowanych jak przypuszczam wielokrotnie wobec innych potencjalnych klientów) pojawia się nikła szansa, aby z potencjalnego klienta stać się realnym, docelowym. Być może jednak kiedyś dostąpi mnie ten zaszczyt.
W końcu, po wielu dniach negocjacji, samochód przyjeżdża, ale kierowca przemnaża zwerbalizowane wcześniej telefonicznie kontrargumenty raz jeszcze:
– Mówiła Pani, że droga jest utwardzona, a ja takiej nie widzę. Nie dam rady. Czarno to widzę.
Ja też widzę to czarno zważywszy, że szambiarka nie będzie wywozić pokładów złota.
Koniec końców choć satysfakcja klienta (czyt: mnie) nie jest gwarantowana a obsługa nie koniecznie profesjonalna, klient czyli ja zostaje obsłużony.
Jednak co można zrobić później, zrób to później. Tak to działa.

– Jutro nie pracujemy – odpowiada pracownik tartaku.
– Pojutrze też nie. Nie mamy zleceń.
Jedziemy w kierunku Cisnej. Śniadanie zjemy po drodze. To znaczy był taki plan, ale jak się okazało nie wykonalny.
Chwytamy za klamkę. Zamknięte. To nie informacja na drzwiach restauracji, ale opór w drzwiach, które nie dają się otworzyć.
Jasna i precyzyjna informacja zwrotna – dziś nie obsługujemy.
Świetnie, jedziemy dalej. To samo….To już po sezonie. Czas na odpoczynek.
– Zajmę się Pani samochodem dopiero wtedy, gdy moja rodzina będzie przymierać głodem – usłyszałam werdykt znanego warsztatu samochodowego
– Nie, takich rzeczy to my nie robimy. Cała blacharka do zmiany, zablokuje mi to stanowisko robocze na kilka dni. Nie ma mowy.


W konsekwencji samochód, który wylądowałby na złomie, został zabrany na lawetę i dzięki przedsiębiorczości moich rodziców przewieziony daleko od energii „nie mogę” w część Polski oddaloną o 500 km, gdzie panuje amerykańska energia „ wszystko da się zrobić”.

A ja sobie myślę, że na przekór moim oczekiwaniom, tak właśnie być powinno. Nie chce mi się, nie muszę, to nie pracuję. Kto powiedział, że mamy być niewolnikami własnej pracy? Wspomniane na początku moje zwierzaki nie tracą niepotrzebnie energii na nic nie znaczące działania. Jeśli nie muszą lub zwyczajnie nie chcą czegoś robić, po prostu tego nie robią. Chyba, że uległy naszym ludzkim perswazjom czyt: behawioralne, warunkowanie klasyczne. Wówczas robią coś, czego my od nich oczekujemy a na co w normalnych, dzikich okolicznościach przyrody by sobie nie pozwoliły, bo po co siadać, gdy ktoś mi każe, albo leżeć, albo podejść do człowieka na jego zawołanie. Jednak gdy jest to opłacalne, bo coś w zamian otrzymam, to dlaczego nie…Podejdę…
U ludzi aby powiedzieć zdanie „nie chce mi się” trzeba mieć w dzisiejszych czasach niezłą odwagę cywilną. Należy mieć spore zaplecze finansowe, aby nas było stać na takie stwierdzenie bądź ograniczone potrzeby życiowe. Mając taką podstawę, nie mamy szans na zawał ani depresję, bo stres nie ma szans zagościć w naszym organizmie. Żaden uciążliwy klient nie będzie wydzwaniał, kiedy wreszcie samochód zostanie naprawiony albo kiedy wyślemy wóz do szamba. Telefon w restauracji na czasu zasłużonego urlopu zostaje wyłączony. A może i ja niedługo osiągnę ten komfort, że stanę przy drodze z napisem – „dzisiaj nieczynne” albo odważniej „nie chce mi się”.
Pamiętacie w kioskach ruchu karki „nieczynne, zaraz wracam”? Ilu z Was takie napisy drażniły? A gdyby tak odwrócić nasz szalony, komercyjny świat do góry nogami i zacząć od maksymy „ja przecież niczego nie muszę”. „Robię sobie przerwę. Zaraz wracam”.

Ja też zaraz wracam, a to, że „zaraz” mierzone jest porami roku to już inna sprawa. Zakrzywienie czasosprzestrzeni w Bieszczadach jest tak wyraźne, że ja nie mam na nie wpływu. Reklamacje należy składać do Przyrody.
Z jednej strony analizując taką biznesową postawę przedsiębiorców, włos nam się jeży na głowie, prawda? Ale to oznacza nic innego, jak fakt, że jako społeczeństwo rozwijające się gospodarczo, mamy wdrukowane pewne schematy myślenia. Nauka, rozwój osobisty, praca i wypoczynek mierzony wprost proporcjonalnie do przepracowanych dni w roku.
Zatem człowiek pracujący to człowiek dobry, społecznie akceptowalny. Człowiek bez pracy to reguły „nierób”, nieudacznik. W najlepszym przypadku artysta, któremu wybacza się takie odchylenie od normy.
Jak często nowo poznaną osobę pytacie: „gdzie pracujesz?”, „co robisz?” myśląc o wykonywanej pracy, bo jeśli osoba pytana ma więcej, niż 25 lat, to zakładacie, że musi pracować. Zaś w społeczeństwach zachodnich, samo stwierdzenie „nie chce mi się” uważane jest za niegrzeczne. Czyż to nie jest zmuszanie nas do bycia obłudnymi w imię konwenansów? Jak często nie chce się Wam czegoś zrobić, a robicie to, bo:
1. Szef, kontrahent, wykładowca zlecił Wam wykonanie jakiegoś zadania a głośne wypowiedzenie „nie chce mi się” nie przechodzi Wam nawet przez myśl, bo jeśli zaryzykujecie wypłynięcie tych słów z Waszej głośni, prawdopodobnie utracicie pracę, kontrahenta lub wylecicie ze studiów. Tak myślicie, prawda?
2. Dziecko prosi Was o pomoc w lekcjach. Leżąc na kanapie i odmawiając słowami „nie chce mi się”, natychmiast widzicie siebie jako nieczułych, strasznych rodziców, którzy w okamgnieniu tracą miłość dziecka.
3. Partner chce abyś z nim poszedł do kina, ale Ty chcesz czytać książkę. Odmawiając w ten sposób, boisz się, że go urazisz, więc stosujesz złożone argumenty ze zdań współrzędnie złożonych tak długo mówiąc, że oboje zapominacie, o co Wam chodziło na początku.
Przykładów można mnożyć wiele. W dzisiejszym świecie sami sobie zabroniliśmy umiejętności „nie chcenia”. Odmówiliśmy sobie prawa do chwili wytchnienia, do odrzucenia propozycji z góry jawiącej się nam jako nieatrakcyjna.
A wystarczyłoby zmienić znaczenie tych słów. „nie chce mi się” to nic innego jak „nie mam na to ochoty teraz, zrobię to później” a w innych przypadkach „ nie mam na to ochoty teraz ani w ogóle, ni zrobię tego nigdy”. Przed laty podróżując po kraju mistrzów manany – w pewnej hiszpańskiej wiosce zapytaliśmy rozbawioną grupę ludzi o możliwość przenocowania na polu kempingowym. Ich odpowiedź była następująca:
– dzisiaj nie, przykro mi, przyjdźcie jutro
– ale my szukamy noclegu na dzisiaj
– przecież mówię, że dzisiaj to nie możliwe, przyjdźcie jutro

Oczywiście wielu pamięta epokę nic nie robienia, w której to opcja pracy „czy się siedzi czy się leży, X .zł. Się należy” funkcjonowała bez zarzutu, więc większość ludzi z radością przywitała erę luksusu, na którą składa się profesjonalna obsługa klienta, brak kolejek, miłe, uśmiechnięte twarze pracowników banków. Mimo to a może właśnie dlatego, ten coraz bardziej uporządkowany i przewidywalny świat usług, zaczyna mnie przerażać.
Bo w naszych coraz bardziej uporządkowanych światach, gdzie dzieci kształcą się w szkołach na małych żołnierzyków nauczonych rywalizacji, gdzie w firmach rządzą ludźmi normy, statystyki i rankingi będące miarą sukcesu, już nie ma miejsca na wytchnienie, a o filozofii „nie chce mi się” nie wspomnę. Przyjeżdżajcie więc do krainy mistrzów nic nie robienia, w Bieszczady. Może się czegoś mądrego nauczycie.

Bosonoga z Doliny Sanu
Edyta Marja Wyban gdzieś między jesienią a zimą 2015/2016r.

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
okadzanie domu
Następny wpis
Opowieści z wypału