Prawie dwa lata temu rozpoczęła się pewna moja piękna przygoda, która dopiero teraz nabrała rumieńców. Malując spontanicznie jeden z moich obrazów podczas warsztatów Vedic Art, usłyszałam, jak obraz ten do mnie przemówił inaczej, niż zwykle. Zostało mi pokazane, że mam pracować z obrazami w sposób o wiele szerszy, dołączając do tej pracy inne zmysły. Ma to być coś więcej, niż tylko malowanie. Zaskoczyła mnie twa wiadomość serca bo ledwie zaczęłam malować a już moje doświadczanie miało wyjść poza ramy obrazu i zarezerwowanej do tego przestrzeni i materiałów. Już w pierwszych dniach płótna wydawały mi się małe, więc sięgałam po deski, malowanie pędzlami nie wystarczało więc używałam dłoni, rozlewałam i wylewałam farby (nie mając pojęcia o istnieniu wówczas pouringu i podobnych kierunków w malarstwie). Wychodziłam poza obraz malując własne ubrania. Tańczyłam dookoła swojej pracy, naklejałam na nie rośliny tworząc struktury wielowymiarowe, polewałam wodą ze stawu, zostawiałam na zewnątrz podczas deszczu obserwując jak przyroda kontynuuje moją pracę. Wówczas nie wiedziałam jeszcze jak ma ten dalszy proces wyglądać ale jasno zostało mi pokazane, że będzie to praca z ciałem poprzez taniec i ruch oraz dźwiękiem poprzez mój głos ale nie tylko. Czekałam z ekscytacją dziecka na to, co życie mi jeszcze ukaże. Czas pokazał, że rok później pojawiła się w moim życiu gimnastyka słowiańska a nieco wcześniej intensywna praca z ciałem za pomocą oddechu (techniki Orra, Wima Hoffa itd.) oraz techniki Lowena a potem spontaniczny taniec.
Mijały kolejne miesiące a ja zaczęłam nagrywać medytacje i afirmacje z wizualizacjami. Łączyło się to z szeroko rozumianą akceptują mojego głosu, który zaczął się zmieniać i stawać się delikatniejszy i powiedzmy sobie milszy. Był to proces wprost proporcjonalny do rosnącej akceptacji mnie samej. Gdzieś też potajemnie zaczęłam śpiewać na łonie natury łącząc mój głos z nagrywanymi przeze mnie dźwiękami przyrody. Do dźwięków przyrody zaczęłam dokładać pierwsze harmonizujące instrumenty, które pojawiły się w moim domu jak kij deszczowy, dzwonki Koshi. I inne wietrzne dzwonki. Nagrywając ptaki, szelest liści, dźwięk rzeki San zaczęłam odkrywać niezwykłą moc dźwięków świata natury i z każdym miesiącem dostrzegałam jak wielka jest ich terapeutyczna moc. Pewnego razu pojawił się we mnie nieznany mi dotąd język, którym zaczęłam mówić spontanicznie. Te wszystkie dary i doświadczenia pokazywały mi jak ogromny potencjał tkwi w dźwiękach świata i dźwiękach wydobywanych przez nasze struny głosowe. I nie mówię tutaj o tradycyjnym śpiewie, muzyce czy wygrywanej melodii na instrumentach. Choć każda muzyka sama w sobie ma moc transformującą rzeczywistość.
Zaczęłam interesować się dźwiękoterapią i stosowaniem niektórych instrumentów w celach terapeutycznych takich jak misy, gongi, kamertony, liry,….. Obecnie na mojej liście marzeń (poza skromnym arsenałem instrumentów, które ze mną już mieszkają) jest kilkanaście instrumentów medytacyjnych i relaksacyjnych oraz takich, za pomocą których można harmonizować nie tylko ludzi ale i wszystkie istoty żywe. To fascynująca wiedza, o której wkrótce napiszę więcej.
Dziś wspomnę jedynie, że wszystko we wszechświecie jest wibracją. Dźwięk jest również wibracją. Każdy organ w naszym ciele jest nastrojony w określonej częstotliwości i tonacji dźwiękowej i a my możemy dźwiękami z zewnątrz wpływać na tę orkiestrę i zmieniać końcową wibrację. Cały kosmos gra muzykę sfer o czym przekonałam się wielokrotnie gdy Pavol instalował swoje anteny radiowe do nasłuchiwania kosmosu. Każda planeta gra własną muzykę, przemawia do nas innym głosem a razem to wszystko stanowi niezwykłą filharmonię. Gdy do tego dodamy człowieka zharmonizowanego z planetą Ziemią, Słońcem, Księżycem i wszystkim co jest żywe we Wszechświecie mamy do dyspozycji cudowny koncert wielu tętniących serc. Z tymże jak to bywa w muzyce, jedna fałszywa nuta, jeden niewyspany i zmęczony skrzypek w orkiestrze i wszystko się sypie. Odbiór utworu nie jest czysty, piękny ale wkrada się dysharmonia. Podobnie z ludzkim ciałem, które w dodatku głównie składa się z wody a dźwięki bardzo mocno wpływają na wodę, zmieniają jej strukturę, wygląd i zapisy w niej tkwiące.
Zanim napiszę bardziej fachowy artykuł na temat mojej nauki w tym obszarze, chcę podziękować za kilka moich doświadczeń. Dziękuję moim przodkom, którzy skierowali mnie na Podlasie gdzie zakupiłam anielski dzwonek wygrywający do dziś rzewną melodię mojej historii. Dziękuję bieszczadzkiej przyrodzie za koncerty świerszczy, żab, za dźwięki wody, wiatru, szumiących traw, ptaków…..Dziękuję za kolejne instrumenty w moim domu i za nauczycieli, którzy stanęli na mojej drodze i jest ich więcej i więcej ale o nich za jakiś czas. Już za tydzień pojawię się z pewnością ze świeżymi doświadczeniami na polu dźwiękoterapii.
A na koniec piękne wspomnienie z Kanarów. Grudzień minionego roku. Przepiękna istota Magdalena Harmonia i jej partner Issaak. Dziękuję, że mogliśmy spotkać się wielokrotnie w pięknych przestrzeniach Fuerty i za nasze wspólne wydarzenia. Dziękuję za nocleg na jachcie i dziękuję za nieziemskie sesje dźwiękowe, których doświadczam z Wami i które mogłam podarowywać innym.
Gongi, misy, dzwonki, kije deszczowe i inne piękne harmonizuje instrumenty oraz Magdy piękne prowadzenie to terapia przepełniona Miłością i akceptacją. Każdy kto wybiera się na Wyspy Kanaryjskie zwłaszcza na Fuertę albo Lanzarote, koniecznie skorzystajcie z sesji u Magdy. https://www.facebook.com/magdalenaharmonia
Zdjęcia poniższe pochodzą z sesji prowadzonej przez Magdę z jej instrumentami, do której zostałam zaproszona. Piękne miejsce: Foodtruck Corallejo , Fuertaventura, grudniowy wieczór 2021r.
Tymczasem żegnam się ziemskim dźwiękiem OM……wsłuchując się jednocześnie w odgłosy szumiącego Sanu poniżej naszego domu.
14.02.20022r. Dwernik, Bieszczady Bosonoga Eyra