Dziś do plenerowych sesji misami i gongiem dodałam kolejny, piękny element – ogień. Ten żywioł idealnie koresponduje z dźwiękami mis. Źródło ciepło a jednocześnie energia kreatywna, twórcza ale również niszcząca. Wszystko co podczas masażu dźwiękami uwalnia się z ciała osoby masowanej, może zostać od razu spalone w ogniu metaforycznie i symbolicznie ale i fizycznie bo ogień niejako „wyciąga” z nas „choroby. Element ognia wspiera wibracyjną moc mis.
I tak dzisiaj poczułam, że umiejscowienie zrobionego przeze mnie stołu do masażu w tym właśnie miejscu w zagajniku pośród wszystkich żywiołów nie jest przypadkiem. Jesteśmy na Ziemi mocno z nią połączeni, między trzema dużymi bukami i pośród wielu innych drzew. U wezgłowia płynie potok, z prawej stronie osoby leżącej jest stojąca woda w stawie a z lewej strony ciała – w dole rzeka San, nad nami powietrze i przestrzeń, która nie ma początku ani końca. Tuż obok ogień rozpalony na żeliwnej tacy uniesiony tak, że wydaje się jakby unosił się w powietrzu, nad ziemią. Idealne warunki do głębokiego doświadczania siebie.
Dlatego dzisiaj postanowiłam pograć trochę na swych misach na sobie samej…..Wracam więc do swych dźwięków i życzę Wam tego co najlepsze i odnalezienia własnego dźwięku w sobie bo ten idealny dźwięk jest własnym, niepowtarzalnym. Nie ma jednego uniwersalnego, który leczy wszystko i wszystkich ale jeśli pozwolimy sobie na odważne szukanie swego własnego głosu, to wcześniej czy później trafimy na ten cudowny dźwięk, własną sygnaturę duszy i wcale nie musi to być piękny skądinąd i dźwięczny dźwięk OM albo kilka dźwięków koniecznie dostrojonych do częstotliwości 432 Hz. Gdy go odnajdziemy, będziemy z pewnością wiedzieli, że ten dźwięk jest nasz, że my nim jesteśmy. Życzę owocnych poszukiwań nie zatracając przy tym czystej, dziecięcej zabawy. Z miłością.
Bosonoga, 25. 10.2022r. Dwernik Bieszczady