Dlaczego, po co?…Poddaję się

Tekst
Blog|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog

Jako mała dziewczynka a potem młoda dziewczyna nieustannie zadawałam sobie pytania: dlaczego?, po co?, czy jest Coś więcej, niż ja sama, my ludzie. Czy istnieje a jeśli tak, to gdzieś jest bóg w tym wszystkim co mnie otacza? Czy mieszka na zewnątrz, w niebie, na ziemi, w drzewach a może w sercach istot czujących? Czemu służy cierpienie, którego jest tak wiele? Czy niesprawiedliwość na ziemi jest jakąś matematyczną skłonnością Wszechświata do szukania równowagi? Czym jest szczęście a czym równowaga? Kim tak naprawdę jestem i po co w ogóle jestem? Jaki jest sens mego życia tutaj? Pytania rosły, piętrzyły się i nawarstwiały. Z biegiem lat było ich jeszcze więcej….Moje uwielbienie filozofii i zaczytywanie się w dziełach Kiergegaarda, Schopenhauera, Sokratesa, Platona i wielu innych na chwilę wprowadzało ład i porządek do mojego umysłu a potem wszystko było burzone i ulegało rozkładowi i dalszemu coraz większemu niezrozumieniu. Życie weryfikowało poznaną naukę. Cierpienie, ból, choroby i dziwność tego świata przynosiło coraz większe zaskoczenia w mym poznawaniu i mojej nauce życia. Pytania : jak działa świat? czym/ kim jestem? po co nam cierpienie po latach ewoluowały.

I tak kilka dekad później już nie zadaję tych samych pytań, w ogóle pytam coraz mniej ….Dzisiaj zamiast pytać dlaczego, po co? jak? staram się samej sobie odpowiedzieć aktywnie: jaka jest moja rola? Gdzie jest moje miejsce w tym wszystkim? Co mogę zrobić dla innych i dla siebie? Co pozostawię po sobie? Dawno temu postawione pytanie „dlaczego” zamieniłam na „czemu mi to służy”, „czego miałam się dzięki temu nauczyć”?  A w kolejnych latach czy to za sprawą tzw. dojrzałości zwanej przez niektórych starzeniem się czy może upływem czasu albo otrzymaną łaską natury duchowej czy poznawczej, wszelkie pytania zaczęły się rozpływać w eterze. Ich miejsce zajęła akceptacja tego co jest i jakim jest. I nie chodzi tutaj wcale o moje przyzwolenie na dziejące się zło dookoła mnie i w świecie zewnętrznym, na cichą ucieczką do wewnątrz własnego kokona i milczącą akceptację wojen, przemocy i moje wycofanie się z życia pod pretekstem np. rozwoju wewnętrznego. To raczej zaprzestanie daremnej walki i kierowanie energii w miejsca i przestrzenie, na które mam bezpośredni wpływ, reaguję tam gdzie mogę coś zmienić. Dokarmiam sobą te miejsca, tych ludzi i te relacje, na które mogę i chcę mieć wpływ i z którymi rezonuję albo zależy mi na ich trwaniu bo z jakiś nieznanych mi powodów przeczuwam, że są ważne dla mnie. Zamiast rozumieć, czuję i staram się być w tym czuciu coraz lepsza i delikatniejsza. Zamiast poznawać, staram się ufać , zamiast walczyć – poddawać się temu, co przeze mnie przepływa. I wcale to nie jest takie oczywiste w tym życiu i wymaga nieco odwagi bo niekiedy trzeba popłynąć pod prąd inaczej, niż wszyscy dookoła mnie. Robiłam to jednak tak często w swoim życiu, że zdążyłam się od dziecka już wytrenować w sztuce bycia sobą i podążania za sobą samą tak aby nie ranić innych ale przede wszystkim nie ranić siebie….

 

Dzisiaj dość ogólnie, dość filozoficznie ale takie naszły mnie refleksje gdy po dniu cięższych prac budowlanych, słońce wyszło z za chmur i roztopiło śnieg a ja przytuliłam się na balkonowym łóżku do cudownej Rysi, której futerko rozgrzane promieniami słońca ogrzewało moją skórę a jej ufne oczy mówiły do mnie ” tylko mnie kochaj”.

Bosonoga , 16 marca 2023. Dwernik Bieszczady

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Caryca. Widok z okna
Następny wpis
Wiosna we mnie, już czas….