Utulić dziecko w sobie, spotkania z przeszłością….

Tekst
Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog

Wróciła zima pozornie niespodziewanie ale w gruncie rzeczy czekaliśmy na nią. Zima to stan hibernacji, zatrzymania i długiego usprawiedliwionego snu przyrody, ale i człowieka. Odkąd mieszkam w Bieszczadach jestem tak mocno zharmonizowana z naturą, że to ona najpierw wyznacza rytm życia na wsi, potem człowiek a na końcu inni ludzie. Choć w ostatnim czasie doświadczyłam cudowności stwarzania i wpływania na przyrodę, na to czy jest deszcz czy słońce więc nie czuję się już pyłkiem na wietrze ale pełnoprawnym stwórcą tego co dookoła mnie ale o tym kiedy indziej.
Ten marcowy śnieg pozwolił na odpoczynek, leniuchowanie długo w łóżku, choć w tym względzie nie narzekam bo robię to niemal zawsze kiedy mam na to ochotę.
Dzisiaj pod wpływem jakiegoś energetycznego łańcuszka na portalu społecznościowym, ujrzałam, że wszyscy wspominają siebie z przed lat. Jakaś akcja wspomnień z dzieciństwa i umieszczania swoich zdjęć jako dzieci. Coś mnie ominęło. Przeleciały mi przed oczami obrazy dwu, czteroletnich moich bliskich i dalszych znajomych oraz przyjaciół. Ciekawie jest ujrzeć obecnego biznesmena w śpioszkach wypchanych tetrową pieluchą z umazaną buzią, piękną sąsiadkę w ciele trzyletniego pulchnego malucha roześmianego od ucha do ucha. I to mi uświadomiło kilka rzeczy. Uważam, że to nie przypadek, iż właśnie teraz powstała ta fala spotkań z przeszłością. Teraźniejszość i przeszłość spotykają się w serdecznym uścisku pozytywnych komentarzy, ukłonów, radosnych emotikonek. Wyczuwam masowy uścisk całego świata, współczucie i nostalgię.



Czas jako taki nie istnieje. Jednak gdy świat na chwilę zatrzymuje oddech a ludzie boją się spojrzeć w przyszłość, naturalnym staje się oglądanie za siebie, przeglądanie starych pamiętników, rodzinnych fotografii, filmów. To taka strefa komfortu, znana, bezpieczna i miła. Choć nie każdy z nas miał piękne dzieciństwo, każdy znajdzie z pewnością choć jeden moment, choć kilka sekund, gdy czuł się bezpiecznie, dobrze jeśli nie ze swoimi bliskimi, to ze zwierzętami, drzewami lub wśród innych dzieci albo odnajdując schronienie w książkach lub innych rodzących się pasjach.
Zaobserwowałam, że wielu ludzi ma kłopot z okazywaniem samym sobie czułości o miłości nie wspominając. Akceptacja siebie samego na wszystkich poziomach jest fundamentem zdrowia. Zintegrowanie w sobie wszystkich aspektów pozornie negatywnych i pozytywnych, światła i ciemności w nas to podstawa harmonii. Dostrzegam jednak, że we współczesnym świecie mało kiedy uczymy się czym jest współczucie i współodczuwanie a już na pewno nie do samego siebie. Poza filozofią buddyjską, znam niewiele kierunków i metod nauczania, które tak ciepło i prawdziwie by o tym mówiły. Mało kiedy w tym duchu wychowywane są dzieci a już na pewno nie mówi się o tym w szkołach. Wielka szkoda.




Lustra nie pokazują nam prawdziwego oblicza ale to, czego tak naprawdę pragniemy. Gdy przeglądamy się w tafli jeziora, nasza twarz wygląda zupełnie inaczej, niże w tafli energetycznej rzeki. Inna energia i ruch wprawiają wodę w ruch, który zmienia nasze odbicie a w konsekwencji naszą percepcję. Wrzucony do wody kamień zniekształca na chwilę nasz obraz jeszcze bardziej. To pozornie niczego nie dowodzi ale jednocześnie pokazuje jak bardzo iluzoryczne jest nasze postrzeganie rzeczywistości i siebie samych. Ciało, które na siebie zakładamy po urodzeniu zmienia się, dojrzewa i transformuje w zależności od tego, jak je traktujemy, czym je karmimy, jakimi emocjami karmi się nasz umysł. Genetyka na kilku poziomach też nie jest stała i niezmienna. Od tego wszystkiego zależy wyraz naszej twarzy, struktura mięśni, kondycja skóry i w konsekwencji nasz prawdziwy wiek (nie ten metrykalny, bo ten nie ma żadnego znaczenia poza matematycznymi formułami podawanymi do urzędów).
W obecnym życiu widziałam w lustrze wiele różnych odbić. W przeszłości nie wszystkie akceptowałam i wiele z nich mi się nie podobało. Starałam się je zmienić a niekiedy i destrukcyjnie zniszczyć zanim zrozumiałam, że nie zmianą, ale akceptacją pełną miłości mogę dokonać prawdziwej transformacji.
Pierwsze moje spotkanie ze mną samą z przeszłości miało miejsce w Krakowie. Opisałam je w jednym z felietonów więc pozwolę je ja tylko w skrócie przypomnieć.









{4-html}
Ja trzydziestoletnia spotkałam siebie dwudziestoletnią podczas lektury starych listów i pamiętników siedząc na podłodze pewnego mieszkania w Krakowie. To spotkanie było piękne, podniosłe i bardzo wzruszające. I choć bałam się kogo wówczas spojrzenia w przeszłość poprzez te listy, to ostatecznie zostałam zaskoczona. No bo kogo mogłam ujrzeć, jaką dziewczynę? Może infantylną, nierozgarniętą a może zagubioną i nieszczęśliwą a może zbyt powierzchowną, która tak naprawdę nie wie czego chce. Jednak okazało się, że tamta dwudziestolatka była zabawna, urocza i mądra jak na swój wiek a moje jej postrzeganie mnie zaskoczyło. Ten pozytywny odbiór siebie z przeszłości był ważnym punktem, od którego nieświadomie zaczęłam pracę na sobą (tą minioną) a było nad czym wówczas pracować. Krakowskie spotkanie okazało się być preludium do późniejszych kolejnych konfrontacji z dzieciństwem. Miałam okazję dwukrotnie powrócić do swego stanu prenatalnego, poczuć wszystko chwilę przed i tuż po narodzeniu, rozdzielenie z mamą, stresujące wyjście na świat. Kilka lat temu dzięki Louice Hay, sięgnęłam spontanicznie po pracę z lustrami. Jakież było moje zdziwienie, gdyż w tym samym czasie sama robiłam „zaczarowane” lustra z intencją miłości i akceptacji siebie. Podczas tworzenia drewnianych ram, te uczucia mnie nie opuszczały. Wizualizowałam sobie, że każdy, kto będzie spoglądał w takie lustro, zacznie siebie akceptować, kochać i będzie dla siebie dobry. Dookoła tych luster i ich właścicieli wydarzyło się wielu cudnych historii. A ja sama spoglądając w jedno z nich, pewnego razu ujrzałam siebie czteroletnią. I to było przełomowe i piękne zdarzenie. Utuliłam tę małą dziewczynkę i dałam jej wszystko czego potrzebowała. Ta sama ja odwiedzała mnie jeszcze kilkakrotnie aby mnie przekonać o swojej bezgranicznej miłości do mnie i swej beztrosce oraz dziecięcej fantazji, które są podstawą spełnionej kreacji wszystkich twórców. Mała Edytka towarzyszyła mi w moim drugim ponad tygodniowym odosobnieniu w ciemności. Była odważna, mądra i pełna energii. Wszystkie te spotkania mnie teraźniejszej i mnie przeszłej zrobiły wiele dobrego w moim życiu i szczerze mówiąc nadal pielęgnuje jak mogę to dziecko w sobie, bo ono wymaga stalej uwagi i troski.
Utulić dziecko w sobie to z przeszłości jest o wiele łatwiej, niż utulić siebie dzisiejszą. Obserwuję od lat jakie to trudne dla wielu. Bo nie łatwo jest pokochać siebie jeśli mamy tak wiele zastrzeżeń względem siebie, do tego dochodzą oczekiwania bliskich i świata. Jednak gdy zaczynamy pracować z naszym wewnętrznym dzieckiem, jest o wiele łatwiej. Nie nakłaniam nikogo do spotkań prenatalnych samodzielnie, bo choć u mnie było to wywołane spontanicznie, to są to bardzo silne przeżycia prowadzące przez cały pakiet emocji. Jeśli więc ktoś ma małe doświadczenie pracy ze sobą, warto skorzystać z fachowej pomocy. Mamy obecnie na świecie wiele metod pracy z tym aspektem jak choćby rebirthing i na jego bazie powstałe nowe programy pracy z oddechem. Ponadto zwykła terapia czy spotkania z kimś dla nas ważnym jeśli nie ufamy dostatecznie sobie też z pewnością pomoże. Spotkania ze sobą już narodzonym mogą być oczyszczające i piękne. Każdy pozytywny komentarz o nas jako dzieciach (choćby dot. naszego wizerunku) zbliża nas do akceptacji siebie dzisiaj i integruje naszą pełną istotę w sobie.

Mam teraz nieodparte wrażenie, że nawet jeśli nie 7 mld ludzi ale choćby jeden miliard spotyka się teraz z dzieckiem w sobie, uśmiecha się do niego, przytula go, zapewnia o tym, że jest kochane i akceptowane, na poziomie genetycznym dokonują się zmiany. Uzdrawiamy się wszyscy razem ale dodatkowo tworzymy nową siatkę połączeń między przeszłością i teraźniejszością, na którą składa się przebaczenie i współczucie – potężne, wspaniale narzędzia transformujące całą ludzkość. I ten jeden miliard wpłynie na świadomość pozostałych. Właśnie teraz widzę walczących i pałających gniewem polityków, którzy podczas debaty ze swoimi „przeciwnikami” nagle spotykają się ze sobą z przeszłości, ze zranionym dzieckiem sześcioletnim czy nastolatkiem i czując sercem zaczynają wybaczać swoim rodzicom czy prześladowcom i w okamgnieniu zmieniają swoje nastawienie do świata i do polityki.
Widzę wielu ludzi, którzy biorą odpowiedzialność za swoje aktualne życie i pod wpływem swego wizerunku z dzieciństwa, pragną zmiany i życia w szczerości wobec siebie. To wstęp do dużych zmian. Czy to pobożne życzenie? Tak i nie. To rzeczywistość, która właśnie się teraz stwarza na poziomie energetycznych połączeń między nami. I to jest piękne. Rzeczy pozornie niewidzialne oddziałują na nas najsilniej. Świat materialny jest tylko tego bladym odzwierciedleniem. Bo zwierciadła pokazują to, czego pragniemy doświadczyć. Chcemy piękna, generujmy je dookoła, pragniemy Miłości, dajmy ją najpierw, pragniemy uzdrowienia, zacznijmy uzdrawiać siebie, chcemy bogactwa – z radością płaćmy i obdarowujmy innych. A kryzys, który w tej chwili się rozpoczyna zarówno ten gospodarczy jak i materialny jest tak naprawdę początkiem transformacji tego świata. Jeśli wcześniej świadomie nie chcieliśmy dokonać wyborów życia w prawdzie i szczerości, upadek pewnych zastanych form obecnych, nas do tego skłoni. Zmiana paradygmatów ze starego mieć na być i kochać , z pracy dla pracy na życie w pasji i kreacji staje się rzeczywistością. Stare programy obecnego systemu umierają, choć jeszcze długo będą się broniły przed zmianami bo strach lubi komfort i to co znane. Ja sama jestem pełna ufności i nadziei w przebudzenie nas jako ludzkości. Cieszę się też na spotkania nas wszystkich z dzieckiem w sobie. Ktoś kto rozpoczął tę niewinną z pozoru akcję na portalach społecznościowych, aktywował łańcuch uzdrowień przeszłości z teraźniejszością i masowy akt współczucia skierowany do nas samych w zwłaszcza do dziecka w nas. Otulmy je, wysłuchajmy, pozwólmy się zaprosić do wspólnej, beztroskiej zabawy jakiej ono od nas oczekuje. Dajmy mu przestrzeń do działania. Zaufajmy jego mądrości. Przyjmujmy i dawajmy. Jeśli czegoś w przeszłości naszemu dziecku brakowało, dajmy mu to dzisiaj, właśnie teraz, od beztroskiej zabawy poprzez czułość, miłość, zrozumienie, fizyczną bliskość. Spełnijmy wszystkie jego pragnienia i potrzeby aż poczujemy ulgę i zgodę na siebie z przeszłości. Pozbędziemy się w ten sposób blokad, które nas powstrzymują przed pójściem naprzód. I już zawsze pielęgnujmy to dziecko w sobie.

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Miłość kontra wirus
Następny wpis
Kryzys a transformacja