Czuć prawdziwie

Tekst
Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog

Co czujesz?
Od tego zdania warto zaczynać i kończyć dzień. Samoświadomości swych uczyć należałoby uczyć w szkołach i przedszkolach. Zamiast pytać ucznia : „co wiesz na ten temat” ? Albo „co o tym sądzisz?”, warto zapytać: Co czujesz?, Co czujesz tu i teraz, w tej chwili? Albo co czujesz wczoraj, gdy wydarzyło się już coś, co nam ciąży. (Z pozoru niepoprawna gramatyka w tym miejscu jest celowym zabiegiem energetycznym, w prawdzie chwili). Przenosząc się do przeszłości, zatrzymując się na chwilę, próbujemy poczuć to, co wówczas czuliśmy. Uświadamiamy sobie te emocje, a potem przenosimy się do serca i integrujemy je ze sobą poprzez „aktywację” Miłością.
W ten sposób uzdrawiamy przeszłość a tym samym zmieniamy ją. Zmieniając przeszłość, uzdrawiamy chwilę teraźniejszą i wpływamy na przyszłość.


Pytanie: „co czujesz?” , „co czuję ja?”, uruchamia lawinę szczerych odpowiedzi, które mogą pojawić się albo w umyśle, albo w ciele. Należy obserwować wnikliwie siebie i swoje reakcje. W ten osób uczymy się, kiedy czujemy gniew, strach żal, poczucie winy. Uczymy się uczciwie i szczerze obserwować reakcje ciała: ból, napięcia, skurcze mięśni, zmianę mimiki, zacisk szczęki, podniesienie lub obniżenie ciśnienia. Poznając swoje ciało i umysł, rozumiemy siebie lepiej i nasze reakcje na otaczający nas świat. Uczymy się również, że żadna emocja nie jest zła ani negatywna. Oczywiście pewne emocje mogą wpływać na nas euforycznie nadając życiu rozpęd np. Podniecenie czy radość a inne mogą wpływać na nas destrukcyjne poprzez obniżenie wibracji. Nie należy jednak tego oceniać w kategoriach zła i dobra, ale bardziej poprzez wybór danego doświadczenia, które ma nas czegoś nauczyć. Poza tym człowiek, który jak mniemamy nas zdenerwował jest tak naprawdę lustrem nam podstawionym abyśmy sobie uświadomili co mamy jeszcze do przepracowania. Złoszczenie się na siebie lub drugiego człowieka już po fakcie uświadomienia sobie tej emocji jest zgodą na to, że nie chcemy dalej przerabiać naszej lekcji, ale pragniemy pozostać w tej wybranej „stagnacji” wybierając rolę ofiary. Jeśli jednak zaczniemy interpretować tę naukę i zechcemy nad sobą pracować, wybieramy automatycznie rolę twórcy kreującego rzeczywistość.
Mam takie poczucie, że obecny świat za bardzo skupia się na wiedzy i intelektualnym rozumieniu rzeczywistości i jej interpretacjach a nie na intuicji. I wcale nie twierdzę, że wiedza i jej pozyskiwanie a później używanie jest złe. Jednak brakuje mi równowagi pomiędzy umiejętnościami intuicyjnymi a intelektualnymi. W mojej ocenie wychowanie i szkoła kładzie nacisk bardziej na aktywację lewej półkuli mózgu odpowiedzialnej za analityczne myślenie, niż prawej półkuli, dzięki której rozkwita kreatywność, świadomość uczuć, intuicja. Asymetria mózgu i jego aktywności wydaje się być rzeczą naturalną, ale jeśli już posiadamy świadomość pewnych deficytów, warto samodzielnie uruchomić ćwiczenia, które spowodują pobudzenie i prawej półkuli mózgu.

A gdyby tak w szkołach i w naszych domach częściej pytano dzieci: „co czujesz teraz?”. Nie , co wiesz?, czego się nauczyłeś? Ale właśnie Co czujesz?”. Myślę, że przyzwolenie rodzinne i społeczne na nieuświadomione uczucia przyczyniłoby się do zdrowszego społeczeństwa i poszczególnych ludzi. Nie byłoby potrzebne tak wiele terapii i diagnozowania chorób psychicznych, bo więcej ludzi miałoby świadomość procesów w nich zachodzących. Wiedzieliby, że mają prawo się złościć. Uczyliby się rozpoznawania skąd bierze się dany gniew i co mogą z tym zrobić. Jakie mają możliwości. Szybciej docieraliby do źródła eksplozji. Nie czuliby się winni, że czują to, co czują. Dlatego właśnie teraz pisząc ten krótki artykuł, zapytam siebie: co czuję w tej chwili, teraz? Zamknęłam oczy i zanurzyłam się w ciszę swego serca, aby szczerze, bez gierek umysłu odpowiedzieć na to pytanie. I szczerze mówiąc poczułam lekki smutek i odrobinę żalu za konstrukcję świata, który obserwuję i jego aktualny model promowany w mediach i szkołach. Skąd się wziął mój smutek? Po kilku oddechach, ujrzałam, że mam inną wizję świata takiego, w którym serce i umysł ze sobą współpracują. Świata, w którym ludzie więcej słuchają swojej intuicji. Chciałabym, aby ta wizja urzeczywistniła się. Kontemplowałam dalej, nie otwierając oczu i pozwalając aby serce mówiło. W mym gniewie ujrzałam złość na mnie samą, na przerwane studia i poczucie winy z tym związane do siebie samej. Pytałam dalej, docierałam głębiej. Uświadomiłam sobie, że na głębokim poziomie poznania, czuję się gorsza, niedowartościowana a chęć stworzenia świata opartego na sercu i intuicji czyni ze mnie wartościową i pełną osobę. Rozumiecie teraz te gierki umysłu? Bo ja tak. I dlatego ciągle uczę się rozpoznawać, gdzie przemawia mój Duch, gdzie serce a gdzie umysł. Za każdym razem umysł stara się stworzyć rzeczywistość, w której czuje się dobrze, komfortowo i korzysta z wszystkich nadanych mu przez samego siebie uprawnień. Kiedy mówię „umysł”, mam na myśli nie tylko intelekt, za który odpowiada co do zasady lewa półkula mózgu ale coś co buddyści nazywają ego. Cały ten konstrukt komfortowych i bezpiecznych zasad i nawyków, które czyni nasze życie przewidywalnym, bezpiecznym i opartym na tym co już znane. Wyjście poza schemat ego wymaga odwagi, opuszczenia strefy komfortu i pozwolenia na ciszę. Pozwolenia na to, aby intuicja w końcu doszła do głosu. Ciężko z niej korzystać, gdy umysł nieustannie „gada” i nie przestaje narzucać nam swojej woli. Poza tym jest on tak wspaniale wytrenowany przez nas samych, że zwodzi nas i jeśli mało ze sobą pracujemy, może nam się wydawać, że właśnie zyskaliśmy mądrość i kierujemy się sercem, ale to nadal będzie umysł, który zwodzi i testuje naszą wytrzymałość. Dlatego w ostatnich latach doświadczyłam, że potrzebna jest wytrwałość na własnej ścieżce poznania i krytycyzm w ocenie sytuacji. Za każdym razem, gdy pojawia się we mnie jakaś myśl lub emocja, pytam siebie dodatkowo: Czy to jest moje? Zadając sobie to pytanie, biorę pod uwagę zarówno fakt, że właścicielem tych emocji może być społeczeństwo, ludzkość jako taka, media ale też moje wytresowane do życia w komforcie ego.
Wszyscy Ci właściciele tychże emocji nie są mną. Uczenie się rozpoznawania prawdziwych uczuć oraz emocji jest kluczem do zdrowszego życia.
Przy czym rozdzielam głębokie uczucia euforii, szczęścia, poczucia bezpieczeństwa od krótkotrwałych emocji żalu, gniewu, podniecenia, radości czy poczucia winy.
Dla mnie uczucie jest stanem długotrwałego przeżywania, procesem wewnętrznym, czymś, co zakiełkowało już we mnie i osadziło się na dłużej a ja mam pełną świadomość jego istnienia w koherencji serca i umysłu. Zaś emocja niezależnie od zabarwienia, czy przyjęliśmy ją uważać niesłusznie za dobrą lub złą, jest stanem wywoływanym na jakiś czas i jest efektem pewnych wcześniejszych bodźców. Bodźcem tym może być zranienie, którego doznaliśmy dawno temu, a o którym zapomnieliśmy a teraz domaga się wyjścia pod wpływem jakiegoś zdarzenia i powoduje nasz gniew. Może być to radość gdy ujrzymy coś co nas rozśmieszy. Dobrze jest uzmysłowić sobie, że nie ma emocji złych ani dobrych. Z punktu widzenia duchowego dostrzegam, że to ja sama zabarwiam emocje na czarno lub biało, nadaję im dualistyczny charakter. Mówię, że są złe albo są dobre. Uczę innych, że nie wypada wyrażać złości, uczę dzieci, że nie można się smucić, bo więcej szczęścia daje być wesołym. Taka nauka jest jednak bardzo szkodliwa, bo w długiej perspektywie wpędza każdego z nas w poczucie winy. Dzieciństwo oparte na takiej dualistycznej szkole może wyrządzić w przyszłości wiele krzywdy. Wypieranie emocji, które jako społeczeństwo uważamy za złe takich jak gniew, złość, żal, powoduje we wszystkich naszych ciałach zahamowanie procesów życiowych. W ciele energetycznym następuje blokada przepływu energii i zastój. W ciele fizycznym, w mięśniach, powięziach, limfie i niektórych organach wewnętrznych w zależności od emocji, pojawiają się blokady, które po latach zamieniają się w napięcia. Te nie uświadomione, nie rozmasowywane czułymi myślami o sobie czy wybaczaniem a nawet masażami, yogą lub innym świadomym ruchem, zamieniają się w stany chorobotwórcze. Pojawiają się zrosty, przepukliny, nadżerki, guzy, torbiele i inne zniekształcenia. Pojedyncze komórki otrzymują jasny komunikat, że ich nie kochamy. Kumulowanie przez lata nieuświadomionej emocji, której nie pozwalamy wyjść na wierzch, powoduje dalszy stres i dalsze napięcie w ciele, które oddziałuje na układ limfatyczny, krwionośny i pozostałe.
Komórki współpracują ze sobą i przekazują sobie nawzajem informacje o nierównowadze i rozmnażają się dalej po organizmie w poczuciu krzywdy i nie kochania.



I znów kluczem do wszystkiego okazuje się być akceptacja. Pogodzenie się z tym, że wszystko, co we mnie i na zewnątrz jest właściwe i jest takim jakim jest. Poczucie tej akceptacji tak komplementarnie daje poczucie spokoju a chwilę później mocy, że to nikt inny, ale ja sama, ja sam jestem tym, która (-y) stworzył daną chorobę. A więc co czujesz teraz?
Bosonoga, napisano w listopadzie 2020r, Fuerteventura, Cotillo, w domku na czterech kołach

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Boginie są światu potrzebne
Następny wpis
Unani…..podróż do Persji