Te istoty miały pełną świadomość życia wiecznego w wysokich wibracjach szczęścia i spokoju a jednocześnie zmuszone zostały do życia pośród ludu barbarzyńców, którzy każdego dnia bawili się bronią.
Mieli w sobie dużo nienawiści, gniewu i pychy. Ci ludzie byli postawni i wysocy ale nie tak wysocy, jak my. Z dumą nosili na głowach misternie wiązane turbany. Przy ich jasnych kamizelkach przytrokowany był zawsze cały arsenał broni od maczet przez broń palną i granaty. Rzucali te granaty do ognisk, przy których ludzie ptaki się spotykali tańcząc i śpiewając. My niebiescy ludzie – ptaki patrzyliśmy na to z niedowierzaniem. Nie potrafiliśmy samą tylko Miłością rozpuścić tych negatywnych energii, które dookoła nas się już zmaterializowały. Po jakimś czasie zaczął nas ogarniać nieznane nam dotąd uczucie smutku, ogromnego smutku. Nie znaliśmy tej emocji, więc z początku nie utożsamialiśmy się z nią. Jednak lata mijały a smutek był coraz większy. W tym świecie byłam bardzo mocno połączona z mą matką – niebieskim ptakiem. Czułyśmy się nawzajem bez względu na odległość. Znałyśmy swoje myśli i pragnienia. Byłyśmy jednocześnie wyposażone w coś co nazywamy echo lokacją. Mogłyśmy się bardzo szybko odnaleźć fizycznie, choć nie było to potrzebne, ponieważ i tak zawsze byłyśmy połączone energetycznie. Pewnego dnia, gdy nasz kraj został niemal całkowicie zniszczony a wszystkie dobra rozgrabione i spalone, pozostały już tylko zgliszcza. Wiele istot zginęło. Ci, którzy pojawili się tutaj z zewnątrz z braku innych możliwości, zaczęli się mordować nawzajem. Nagle to miejsce pełne miłości zamieniło się w miejsce pełne krwi, gniewu i zawiści oraz biedy. Nie było jedzenia dla ptaków ani dla ludzi. Wówczas my ludzie – ptaki aktywowaliśmy z pomocą innych istot, które połączyły się z nami na planie energetycznym pamięć komórkową odpowiadającą za praniczne odżywianie. Dzięki temu z dnia na dzień nie potrzebowaliśmy już jedzenia aby żyć. Tak naprawdę nigdy go nie potrzebowaliśmy, ale robiliśmy to z czystej radości celebrowania wspólnie spędzanych chwil oraz z wewnętrznej potrzeby łączenia się z owocami i warzywami, którymi głównie się żywiliśmy. W ten sposób mogliśmy połączyć pamięć naszą ludzi, ptaków i roślin i stworzyć siatkę spójnej wiedzy o świecie, która przechowywana była w pamięci komórkowej naszej i naszych przodków.
Mimo tej umiejętności, smutno nam było patrzeć, jak drzewa owocowe, palmy, krzewy umierają pod wpływem niszczycielskiej działalności tych, którzy zapragnęli zagłady tego miejsca. Niektórzy wybrali śmierć, ponieważ nie chcieli żyć w takim miejscu pełnym pomieszania i smutku. Pozwali więc dać się zabić w swych ludzkich ciałach. Ci, którzy zechcieli przetrwać, transformowali się natychmiast w ptaki. Pewnego razu, poczułam w środku (coś na kształt naszego ludzkiego, duchowego serca), że moja matka została zabita przez tych ludzi z zewnątrz. Ujrzałam ten obraz i człowieka, który to zrobił. Moja mama wybrała tę śmierć pozostając w ciele człowieka i nie wznosząc się do góry jako ptak choć mogła to zrobić. Jednak ilość cierpienia jakie obserwowała dotychczas była tak duża, że nie chciała juz na to patrzeć. Ponieważ byłyśmy połączone, czułam każdy fragment tej rzeczywistości – jej życia, jej suwerennej decyzji i umierania. Teoretycznie mogłabym ją powstrzymać przed śmiercią, ale istniał pewien kodeks tego wymiaru, w którym nie należało mieszać się do indywidualnych decyzji na granicy życia i śmierci innych istot. Dlatego mogłam tylko patrzeć. Ponieważ z powodu działań ludzi wojny w naszej krainie, mieliśmy aktywowaną nową emocję czyli smutek, zaczął mnie on ogarniać bardzo mocno, całą moją istotę tak bardzo, że zalewał mnie on jak ocean. Czułam, że tym razem ta śmierć nas jako istot z natury nieśmiertelnych jest ciosem zadanym mi samej.
Moment gdy mama ptak wybrała śmierć w ludzkiej postaci zastał mnie w zbombardowanym zamku, niemal doszczętnie zniszczonym. Przy naszym świętym ogniu, siedziała grupa mężczyzn świętujących zabicie kolejnych grupy ludzi i zdobycie jednego z naszych pięknych ogrodów pełnych życiodajnego jedzenia. Widziałam to jako człowiek – mała kilkuletnia dziewczynka. I nagle poczułam coś nowego, coś czego jeszcze kompletnie nie znałam. Miejsce przejmującego smutku wypełniła dynamiczna energia, o której słyszałam z opowieści przodków. Była to energia, którą rozpoznawałam w działaniu tych mężczyzn a od babci dowiedziałam się, że są planety, na których jest jej bardzo, bardzo dużo i że to ona pcha ludzi do niszczenia wszystkiego, co zbudowali w życiu. To był gniew. A więc poczułam jak zalewa mnie kwaśna a jednocześnie pełna goryczy energia, która dodatkowa brzydko pachniała. Z każdą chwilą zamieniała się w większy i większy fetor. Jednak nie mogłam jej powstrzymać. Gniew pomieszany ze smutkiem wypełniał moją istotę. I tak mała ja pełna wściekłości spoglądałam na tłum rozradowanych mężczyzn przy ogniu. Jeden z nich ujrzał mnie a nasz wzrok spotkał się między filarem długiego korytarza a drzwiami wychodzącymi na zewnątrz. Potem zobaczyli mnie kolejni. Wszyscy wyciągnęli broń z za swoich pasów. A ja pełna dumy i wściekłości spojrzałam na nich nie mogąc się pogodzić z ich obecnością w tym pięknym zamku i w tej krainie, którą zniszczyli i zaczęłam biec przed siebie do wyjścia. Biegłam z całą mocą mych maleńkich nóżek, otworzyłam drzwi zamku i wybiegłam na zewnątrz do świata, który był już wielkim pogorzeliskiem. Miałam dwa wyjścia -pozostać w ciele albo wznieść się ponad to ciało. Jednak tym razem wiedziałam, że już nie będę mogła powrócić do mego fizycznego ciała. Tak zmieniła się energia planety. Jednak nic mnie już tutaj nie trzymało. Natychmiast stałam się pięknym, niebieskim ptakiem i odfrunęłam z zamku patrząc na ziemię, gdzie pośród tysiąca ofiar tej wojny – dzieci i dorosłych stały nieruchomo niczym strażnicy moi bracia i siostry – niebieskie ptaki, które tak jak ja były wolne i nic i nikt nie mógł tego zmienić. Obraz turkusowo – kobaltowych ptaków tkwiących nieruchomo pośród zabitych ludzi był smutny. Kolor niebieskich piórek mieszał się z intensywną czerwienią krwi. Mężczyźni wybiegli za mną w poszukiwaniu małej, niesfornej, rozgniewanej dziewczynki, ale jej już nie znaleźli.
Lecąc nad ziemią, nie byłam już tą czystą, nieskażoną istotą wypełnioną Miłością. Mieszkał we mnie też zamęt, na który składały się nowo poznane emocje – smutku po stracie mych bliskich, samotności i gniewu na tych, którzy zniszczyli całą mą ukochaną krainę. Moja misja, którą sama sobie w tym momencie wybrałam, to zmienić istniejący świat pełen bólu i przemocy aby został przywrócony stary porządek oparty na Miłości. I tak z maleńkiego walecznego dziecka poprzez niebieskiego ptaka stałam się wojownikiem światła na kolejnych planetach.
Gdy odlatywałam, poczułam jeszcze na swym, ludzkim ramieniu dotyk człowieka. To był Pavol, który mnie budził, ponieważ jak mi powiedział było już południe a ja nadal spałam. Teraz siedząc i pisząc zaczęło przychodzić do mnie zrozumienie wszystkiego co się zdarzyło nocą.
Pojawiło się wiele metafor i wiele znaczeń pomiędzy wymiarami. Jednak po przebudzeniu nadal płakałam i był we mnie ocean smutku, który cały czas mi towarzyszy, gdy piszę te słowa.
Często tym określeniem nazywano w okresie PRL -u ludzi wagabundów, którzy nie przystawali do tamtejszej rzeczywistości i kontestowali ją poprzez inny sposób życia i odmienny światopogląd. Byli to najczęściej artyści, którzy w ten sposób radzili sobie ze smutną rzeczywistością a swoimi działaniami, tworzyli alternatywny świat. Było w tym wiele śmiechu, bunt przeciw rządowi i surrealistycznym zasadom.
Jednak tym razem niebieski ptak pojawił się w innym kontekście.
Dzisiejszej nocy podróżowałam w odległych wymiarach a może przestrzeniach pośród plemienia ludzi ptaków – niebieskich ptaków. Region, w którym mieszkałam przypominał Jemen z czasów jego największej świetności. Przepiękne, kolorowe, misternie rzeźbione zamki na pograniczu gór i płaskowyżu wychodziły jakby z samego Morza Czerwonego. W tym kraju czy też w tej cywilizacji było wszystko – bogactwo zieleni, owoców, warzyw, mnóstwo wspaniałego jedzenia i czystego powietrza. Nie mieszkały tutaj niemal żadne emocje nam znane. W zasadzie istoty tu żyjące emanowały czymś co można nazwać spokojem na przemiennie z radością. Nie było więc problemów znanych nam ludziom na co dzień. Nie było też chorób. Istniały problemy dnia codziennego, które związane były z rozwojem i wznoszeniem się tych istot. Ta piękna cywilizacja żyła w zgodzie ze sobą. Nie potrzebne były rządy, pieniądze a rozwój techniki choć był na bardzo wysokim poziomie, wykorzystywany był w niewielkim stopniu, ponieważ wszyscy zdążyli się już nacieszyć wynikami najnowszych wynalazków. Istniała wolna energia i wszyscy z niej korzystali na co dzień bez konieczności ponoszenia jakichkolwiek opłat. W całej tej przestrzeni istniał barter – wymiana produktów. Generalnie wszyscy żyli w równowadze i spokoju oraz w harmonii z żywiołami przyrody oraz innymi istotami zamieszkującymi tą krainę zwłaszcza ptakami. Indywidualne potrzeby były minimalne.
Pewnego razu nastąpiło coś co zmieniło tę krainę edenu w miejsce wojny i walki. Za sprawą barbarzyńskich, niskich wibracji, pojawiły się tutaj istoty, które przyniosły ze sobą broń i potrzebę walki przez dominację i narzucanie innym swojej wizji świata
Tutejszy świat podzielił się na dwie przestrzenie. Jeden z nich to był „stary”, piękny świat ludzi -niebieskich ptaków, którzy jednocześnie żyli w ciałach przypominających ludzkie oraz w ciałach pięknych niebieskich ptaków. Mogły bez przeszkód żyć w jednej lub drugiej fizyczności. Transformacja odbywała się przy pomocy krótkiej intencji wysyłanej do samego siebie i tak duch z ciała fizycznego ludzkiego przenosił się do ciała niebieskiego ptaka. Obie fizyczności były sobie przypisane i stanowiły o odrębności danej dwuistoty. Ta „dwuistotość” była czymś naturalnym i rozpowszechnionym. W każdej chwili można było wrócić do ludzkiej postaci w zależności od społecznych czy logistycznych potrzeb. Dlatego też w tej krainie nie były potrzebne żadne samochody, samoloty ani inne pojazdy. Wystarczyło transformować się do postaci ptaka.
Plemię niebieskich ptaków
Tekst
Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog