Skąd wiem, że mieszkam w raju?
Mam na to dowody. Jest ich wiele. Począwszy od własnych wewnętrznych estetyczno – metafizycznych przeżyć, przez organiczne odczuwanie faktu, że jestem częścią pięknej przyrody aż po konfrontację ze światem zewnętrznym, z którego przychodzi do mnie zachwyt nad bieszczadzką przyrodą.Rozwijając temat. Do zachwytu nad pięknem Bieszczadzkim skłania mnie bez wątpienia moja romantyczna natura i dość wysoki stopień wrażliwości estetycznej, w którą wyposażyła mnie moja rodzicielka a w ślad za nią Matka Natura. W moim więc przypadku nie sposób przejść obojętnie obok kwitnącej lipy, kałuży, w której odbijają się gwiazdy, pełzającej jaszczurki czy pływającego w stawie kumaka górskiego. Widok Połoniny Caryńskiej, którą widzę ze swego okna kilka a niekiedy kilkanaście razy dziennie niezmiennie mnie zachwyca i wzrusza, jak przed lata Waldka z wypału. Dzisiaj go rozumiem. To są przeżycia estetyczne, które przeżywam również fizjologicznie i tak mi już chyba pozostanie. Myślę, że każdy z nas posiada pakiet emocji, które wiążą się z zachwytem nad pięknem natury. Z tymże Ci, którzy nie mają okazji ich sprawdzić w naturalnych warunkach – dzikiej przyrody, przenoszą te emocje na sztukę, ubiór, urządzanie wnętrz lub inne życiowe aktywności estetyczne, których efektem jest zwyczajnie piękno. Choć w piramidzie ludzkich potrzeb to wspomniane Piękno nie jest niezbędne do życia, to jeśli zaspokoimy swe potrzeby żywieniowe, snu, bliskości i in. , to pozostaje przestrzeń właśnie dla uczuć zachwytu i kontemplacji tego, co piękne. Inna sprawa, jaki obiekt zaczniemy obdarzać naszymi uczuciami.
Dla mnie od dawna jest to przyroda, im bardziej dzika, tym bardziej urzekająca.
Syn przyjaciół mówi – wy mieszkacie w raju
Ty mieszkasz w raju – mówią inni goście
Ja sama będąc świadoma tego faktu, mówię równie często: „Mieszkam w bajce, zapraszam do swojej bajki”. I choć zdaję sobie sprawę, że na poziomie egzystencjalnym, to bajkę i raj nosimy w sobie i możemy ją przenieść gdzie nam się podoba, to jednak przyroda sama w sobie ułatwia to optymistyczne postrzeganie. Ponadto nie zapominam, że na tę bajkę trzeba bardzo mocno pracować.
Opiszę przy tej okazji pewne zdarzenie, które stało się niezbitym dowodem faktu, że w raju mieszkam
.
Był to wypadek na rowerze zakończony wstrząsem mózgu i krótki pobytem w szpitalu.
Skracając swą przygodę, powiem tylko, że na dłuższą chwilę straciłam pamięć. Gdy siedziałam w samochodzie znajomego, który był tak dobry, że uratował mnie zabierając z miejsca wypadku, czułam kompletną pustkę w głowie. Była to przyjemna pustka niczym oczyszczające katharsis, bez oczekiwań, zbędnych myśli i śmietnika przeszkadzających emocji. Do tego stopnia, że gdy mężczyzna obok zapytał zgłaszając wypadek na pogotowiu ratunkowy, jakie jest moje nazwisko – oniemiałam i dłuższą chwilę zajęło mi jego odtworzenie. Gdy sobie je przypomniałam, ta wiedza była dla mnie równa wiedzy koniecznej do obrony doktoratu z psychologii klinicznej. Dumna i radosna krzyknęłam „Wyban”. Tak, nazywam się Wyban. Ta informacja odblokowała aksony w moim mózgu, które rozpoczęły na nowo swą wędrówkę w głowie uruchamiając potok kolejnych informacji o sobie samej. Zanim to jednak nastąpiło, nie wiedząc jeszcze jak się nazywam, kim jestem, gdzie jestem i co się dzieje, siedziałam w jakimś samochodzie obok człowieka, który gdzieś gorączkowo dzwonił. Z tyłu siedział jakiś pies, którego ujrzałam w lusterku samochodowym jednym okiem, bo drugie chwilowo mi nie działało. Po ujrzeniu psa zobaczyłam straszną, pokiereszowaną twarz, która jak się okaże później, należeć będzie do mnie samej. Nie oznacza to, że na poziomie egzystencjalnym miałam problem z określeniem swojej samoświadomości. Gdy podniosłam lusterko, zaczęłam wyglądać przez okno. W szarówce kończącego się dnia, ujrzałam ciąg drzew i krzewów leszczynowych, jakieś wzgórza, mokradła. Nad nami przeleciała jakaś postać, potem kolejna większa od tej pierwszej i następna. Rozglądałam się wokół i nie mogłam wyjść z podziwu nad tym, co widzę. Pierwsze co pomyślałam, to było „ależ tutaj jest pięknie, cudownie…”. Poza fizycznym bólem ciała, nie czułam dyskomfortu. Było mi ciepło, miło i czułam się bezpiecznie. Mężczyzna obok mnie gorączkowo z kimś rozmawiał co jakiś czas zerkając na mnie i pytając jak się czuję.
Gdy zadał mi to kluczowe pytanie o moje nazwisko a ja sobie je przypomniałam krzycząc niemalże „Eureka!”, powoli zaczęłam sobie wszystko przypominać. Kolejność była więc następująca.
Jakże tutaj jest pięknie i cudownie.
Auau. Ja jestem w tej pięknej krainie.
Aha. Ja tu byłam z kimś jeszcze…Tak, z mężczyzną. Ja go kocham …a i z psami, dwoma.
Znaczy się – mam psy.
Co ja tu w ogóle robię? Mhhm…Ja tu mieszkam. Mieszkam w tym raju, Niesamowite.
Gdzie jest ten raj? …Bieszczady. Tak. Mieszkam w Bieszczadach.
Mijając znak drogowy Muczne – przypomniała mi się mapa Polski i Polska w jej zarysie tak mniej więcej od Bałtyku po Tatry, Beskid i Bieszczady.
A ten mężczyzna obok mnie – tak, nasz znajomy.
A te przelatujące nad nami istoty? Już wiem: myszołów i dwa czarne bociany.
I znów powracająca myśl – Auuu!, tutaj naprawdę jest pięknie….
Nikomu nie życzę utraty pamięci, czy świadomości ani okoliczności, jakie były moim udziałem. Za to wszystkim bez wyjątku życzę całego pakietu emocji towarzyszących sytuacji, która mi się wydarzyła. Życzę więc Wam pustki w sobie, tej kreatywnej, która zostawia miejsce na rzeczy i zjawiska najważniejsze, nie zajmując się błahostkami życia. Życzę Wam czystości umysłu, w której nie ma miejsca na strach, gniew, złość, nienawiść i poczucie winy. Czystości, w której pozostaje miejsce tylko na to co dobre, na uczucie miłości, pojednania i zachwyt nad tym wszystkim. Miejsca na Piękno.
Myślę, że zważywszy na niestabilną sytuację międzynarodową, życie wielu ludzi w permanentnym strachu, w chwilowa amnezja wyszłaby wszystkim na zdrowie.
Zatem z troskliwymi życzeniami chwilowej amnezji dla wszystkich potrzebujących, pozostaję w zachwycie nad tą doskonałą cząstką świata, której nic i nikt nie jest w stanie zepsuć ….
Bosonoga z Doliny Sanu Edzia
A z lektur polecam dziś:
Maria Wiernikowska „Widziałam”
Thomas Merton „Mądrość pustyni”
i na deser coś lekkiego Dorota Sumińska i Dorota Krzywicka „Jak wychować dziecko, psa, kota…i faceta”.
a poniżej zdjęcia z pamiętnego rowerowego spaceru, sprzed amnezji 🙂