Wstęp z FB „Na dobranoc „bzowy zawrót głowy”. Na blogu znajdzie się i kulinarny przepis na ocet z kwiatów czarnego bzu. Inne rzeczy były już wielokrotnie. Był szampan z bąbelkami z bzu wypijany podczas ślubu naszego psa Dary z pewnym chłopcem, były soki, syropy, kwiaty maczane w cieście naleśnikowych, od których wątroba krzyczy nieco ale za to jako pychotka:-). Były i nadal są napary, odwary i wersje suszone na zimę liście i kwiaty, owoce wkrótce. Tymczasem każdego dnia dwie szklanki lemoniady z bzu i kuracja pokrzywowa w postaci kieliszka soku świeżo wyciśniętego, naparu pokrzywowego i kąpieli w pokrzywach wykonywanej z krzykiem albo co najmniej podrygiwaniem…Ale jak ja to lubię….Mój układ nerwowy parasympatyczny, który to uwielbia relaks jest mi za to wdzięczny ale i sympatyczny, który odpowiada za komendy „walcz i uciekaj” niekiedy nakazuje ucieczkę z parzących pokrzyw . Oba się jakoś dogadują w końcu w jednym ciele sobie hasają i wspólnie działają. Tymczasem wracając do BZU, ten mnie jak co roku onieśmiela, zawstydza ale jednocześnie powoduje, że życie jest pachnące i pełne miłości….W wazonie jadalne kwiaty, w słoiku fermentują się na ocet, w kubku pachnący napar bzowy, w słoiku romantyczny susz na zimę a przede mną krzaki strzegące wejścia do domu….Pięknej nocy BEZ konieczności czegokolwiek, bez przymusu, bez gonitwy, bez strachu, bez działania bo przecież noc nadchodzi, bez uciekania. Po prostu BEZ i do tego pachnący, bzowy….Niech płynie, niech się dzieje, niech zakwita Życie”
Czarny bez – kwiaty, liście i owoce – cud natury. Teraz jest idealny czas na zbiór kwiatów a nieco wcześniej przed kwitnieniem liści. Pierwszy raz o kwiatach czarnego bzu pisałam ponad 9 lat temu pod kątem kulinarnym. Podawałam wówczas przepisy na szampan z kwiatów bzu (którym wzniosiliśmy toast gdy nasz pies Dara brała ślub :-)). Były przepisy na smażone a więc niezbyt zdrowe ale jakże pyszne naleśniki z kwiatami bzu albo kwiaty maczane w naleśnikowych cieście. Były oczywiście napary, odwary i lemoniady a ponadto słodzik bzowy czyli coś w rodzaju kwiatowego miodu. Na kilka lat zaniechałam zbiorów kwiatów i ziół bo zwyczajnie mi się nie chciało a moja energia wędrowała w tym czasie w innym kierunku. Wówczas szłam o poranku po bez albo pokrzywę czy liście mniszka lekarskiego i robiłam z nich świeże potrawy nie susząc ani nie przetwarzając ich. Teraz powróciłam do suszenia i oczywiście przygotowywania świeżych napojów i dań z kwiatów.
W tym roku po raz pierwszy zbierałam też liście krzewu, robię. z nich napary i suszę na zimę. Ponadto jako miłośniczka własnego octu, postanowiłam w tym roku zrobić ocet bzowy. Jeden szybki na bazie jabłkowego a drugi, który przez miesiąc będzie się fermentował sam. Przepis jest prosty. Przygotowuję kwiaty – całe baldachimy kładę na białym pergaminie aby wszystkie małe stworzonka z nich zeszły. Te przenoszę na zewnątrz, na łąkę. Kwiatostany bez łodyżek wkładam do wielkiego słoja, zalewam przefiltrowaną wodą z cukrem (na 1 l 4 łyżki cukru, im więcej cukru tym kwaśniejszy ocet). Niestety tutaj cukier jest niezbędny. Zalewam tak aby wszystkie kwiaty przykryła woda, drewnianą łyżką ubijam aby żadne kwiatostany się nie wydostały na powierzchnię. Przykrywam gazą (konieczny jest dostęp powietrza i odstawiam w ciepłe i ciemne miejsce bez dostępu światła na jakieś 4 do 6 tygodni. Codziennie mieszam drewnianą łyżką i sprawdzam. W kolejnych tygodniach kolor będzie się zmieniał, roztwór mętniał i fermentował. Gdy kwiaty całkowicie opadną na dno, ocet jest gotowy. Można go przefiltrować i przelać do butelek.
To idealny ocet spożywczy o niezwykłym aromacie ale też wspaniały kosmetyk – rozjaśnia cerę, łagodzi podrażnienia, można też jego roztworem z wodą myć miejsca intymne. Działa odkażająco. Właściwości liści i kwiatów znajdują się w opisach. O owocach będzie w czerwcu gdy pojawią się na krzewach.
Czas na królową pachnących kwiatów majowych – same kwiatostany czarnego bzu. Ich niezwykły zapach odurza, piękno zniewala. Cudownie wyglądają w wazonie. Można je podarować jako jadalny bukiet.
Bez bzu świat nie byłby tak pachnący ….