Przyroda bieszczadzka nieustannie mnie uczy czegoś nowego i zaskakuje. Z roku na rok coraz bardziej czuję się przy niej, u niej nakarmiona, nasycona, obdarowana wszystkim co najlepsze. Ma nam ludziom tak wiele do zaoferowania. Tyle ziół, owoców, kwiatów dziko rosnących dających schronienie zwierzętom a nam posiłek i darmowe lekarstwa wprost na stół, praniczna energia pełna słońca. Mieszkając w miastach, dostrojona byłam do tempa miejskiego a co za tym idzie do jego kompulsywności w pracy, jedzeniu, wyjazdach, podróżach a nawet w odpoczynku, który też miał kompulsywny charakter. Oczywiście to nie miasto było temu winne ale ja sama, to czym emanowałam i czym się stawałam, Jednak warszawska i krakowska energia życia nie sprzyjała wyciszeniu i harmonii ze sobą. `Kilkanaście lat temu Bieszczady zaczęły to zmieniać i znów nie wystarczyła sama nowa nieskażona przestrzeń w postaci pięknej przyrody bo ta pukała do mego serca również i w miastach budząc moją dziką pierwotną naturę. Potrzebnych było kilka dodatkowych impulsów również takich niemiłych w postaci egzystencjalnych ludzkich dramatów abym zaczęła odnajdować drogę do siebie. Przyrodzie Gai zawdzięczam wiele ale to co dzisiaj poczułam zbierając kwiaty czosnku niedźwiedziego, pokrzywkę, mniszek i inne dobra to poczułam jej cierpliwość. Pramatka Gaja jest bardzo cierpliwa, wyrozumiałą i umie czekać. Na mnie teraźniejszą czekała bardzo długo a teraz ja mogę się odwdzięczyć tym wszystkim co mi dała dotychczas i daje na co dzień. Wiosna w tym roku wybuchła nie tylko ferią barw ale niezwykłą ilością jadalnych roślin pełnych żywej energii.
Ja mogę się im kłaniać, zrywać tylko tyle, ile jest mi potrzebne, na tę chwilę , na teraz dla bliskich albo zerwać liść z ziemi, zjeść go i poczuć jego niezwykłą energię życia, transformacji, połączyć się z lasem, ściółką, wodą, powietrzem i z wdzięcznością i zachwytem powiedzieć Jej Dziękuję . Z całego serca za wszystkie dary dziekuje