Krwawy poniedziałek przed Pełnią. Kobiecy czas.

Tekst
Blog|Dzikie podróze|Dźwiękoterapia|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Gimnastyka słowiańska|Nowy Blog|Terapeutka Gaja

Menstruacyjnie, księżycowo, kobieco

Ostatnio pisałam o menstruacji kobiecej i fazach księżyca przyznając się jednocześnie do tęgo, że mój cykl miesiączkowy to czerwony księżycowy co oznacza, że przypada on na Pełnię. To ciekawe dla mnie samej, bo zazwyczaj sama pełnia Księżyca powoduje u mnie od lat wzrost energii, większą aktywność i mniejszą potrzebę snu. Z jednej strony wydaje się to być zrozumiale z punktu widzenia fizjologii bo tak naprawdę ilość światła jaką produkuje Księżyc podczas pełni jest tak wielka, że dla mojego organizmu jest to niczym wielki halogen świecący przed domem, którego światło zagląda mi do łóżka. Dla jasności przypomnę lub wyjaśnię tym, którzy nie wiedzą, ale od kilkunastu lat żyję w jednym z ciemniejszych zakątków Europy a na pewno Polski a w tej części wioski na szczęście nie ma latarni. Sama też ich nie posiadam całkowicie świadomie i z wyboru aby doświadczać właśnie tej ciemności. A jak wiadomo hormon melatonina odpowiedzialny za prawidłowy sen ale nie tylko bo to hormon długowieczności, młodości i ogólnie zdrowia wytwarzany jest m.in. przez szyszynkę w mózgu w porze snu ale tylko i wyłącznie pod warunkiem całkowitej ciemności. Cały proces ustawienia i regulacji naszego wewnętrznego zegara biologicznego jest związany z rejestrowaniem przez ludzkie oko zimnego światła (co mózg rozumie jako dzień) lub ciepłego czy też jego braku (jasny komunikat dla ciała – jest noc, pora spać). Światło księżyca to takie dla mnie przyrodnicze, całkiem naturalne „zaśmiecanie” światłem, co oczywiście opisuję jako zanieczyszczenie światłem bardziej. Z przymrużeniem oka bo za to światło jestem niezmiernie wdzięczna. Nie o zanieczyszczeniu jednak chciałam pisać.
Wyjaśniłam przy tej okazji, dlaczego organizm ludzki przy dużych dawkach światła choćby pochodzących właśnie z naturalnych źródeł takich jak księżyc – jest pobudzony do życia i do dziennej aktywności a nie do snu.

Z drugiej strony menstruacja jako kobiecy proces oczyszczania się z „niepotrzebnych” tkanek i upływ krwi – kilkadziesiąt ml podczas okresu wymaga jak dla mnie czasu odpoczynku. Spada poziom estrogenu i pregesteronu co natychmiast wpływa na nasze samopoczucie. Przez wiele lat nie traktowałam siebie z należnym szacunkiem a zwłaszcza żyjąc w mieście, bez względu na to, w jakim cyklu miesiąca byłam, pracowałam tak samo intensywnie i przenigdy nie odnosiłam potrzeb swojego ciała do zmian hormonalnych cyklicznie w nim zachodzących. To się zmieniło wraz z rozpoczęciem życia na wsi a jeszcze bardziej wówczas gdy zaczęłam coraz bardziej świadomie żyć. W praktyce oznacza to, że słucham bardzo wyraźnie co mi mówi ciało a zwłaszcza co kobiecym językiem mówi do mnie moja macica. Wstydliwy kiedyś w dzieciństwie temat jest wreszcie przeze mnie traktowany z należną czcią, powagą a przede wszystkim z czułością na jaką zasługuje moje kobieca natura. Nie mogę i nie chcę się od niej odwracać. Stworzyłam sobie też takie warunki do życia, które mi na to pozwalają, pozwalam sobie i ja na celebrację i szacunek do swoich hormonalnych potrzeb. Wiem, że warto.

 

Dzisiaj wiem i staram się (choć nie zawsze to wychodzi) aby te kilka dni – przynajmniej trzy pierwsze czasu menstruacji odpoczywać a przynajmniej pracować mniej i poświęcać sobie więcej uwagi, niż zwykle.
Pamiętam jak w czasach szkolnych jako młoda dziewczyna dostając miesiączkę, czułam się inaczej, mniej komfortowo, byłam bardziej czujna ale jednocześnie rozdrażniona. Na zajęciach w- fu dziewczyny, które miały okres mogły zgłosić się przed zajęciami do nauczycielki z hasłem, że są niedysponowane i w ten sposób zostać zwolnione z zajęć albo w gorszym przypadku nie ćwiczyć i siedzieć na sali. Z jednej strony był to rodzaj stygmatyzowania a z drugiej fortel dla tych, które nie chciały ćwiczyć. Szczerze mówiąc ja osobiście tak kochałam sport i w młodości dużo trenowałam, że już wtedy sobie „nie odpuszczałam” i chętnie ćwiczyłam, skakałam, biegałam. Po latach robiłam dokładnie to samo nie szanując potrzeb swego ciała. Czytałam kiedyś o pewnych plemionach afrykańskich, gdzie kobiety miesiączkujące wysyłane są do samotni – osobnych szałasów aby w czasie krwawienia jako osoby „nieczyste” nie kontaktowały się z nikim. Po latach zrozumiałam, że być może nastąpiło jakieś przekłamanie w tłumaczeniach tych sytuacji i rzeczywiście my kobiety w czasie menstruacji jesteśmy „nie czyste” ale w rozumieniu, że w tym czasie „czyścimy się” z martwych tkanek i rzeczywiście potrzebujemy bardzo ciszy, wypoczynku a nawet i samotności. Stare szkolne słowo „niedysponowana” było jako stygmat i nieprawdziwie określało nasz powtarzający się cykliczny proces, który wskazywałby, że jeszcze przez kilkadziesiąt lat co 28 dni będziemy „niedysponowane”. Z jednej strony brzmi to jakbyśmy były niepełnosprawne i tak wiele dziewcząt mogło i być może nadal może się tak czuć na tle innych a zwłaszcza dojrzewających chłopców. Inna sprawa, że świadomość ciała i wychowania seksualnego w moich czasach młodości była na dość niskim poziomie. Do wychowania nie zaliczam podkradania z biblioteki rodziców ukrytych (poprzez odwrócenie grzbietów) książek Wisłockiej, Starowicza i Kamasutry. Jednak dokonując rozbioru gramatycznego słowa „niedysponowana” dostrzegam, że słowo to wskazuje na bycie w niedyspozycji. Innymi słowy nie jestem gotowa do czegoś, do działania, do robienia rzeczy, które zazwyczaj robię.
I tu jest właśnie klucz tego, co pragnę dla siebie. Właśnie w tym czasie ciało do mnie krzyczy: zatrzymaj się, połóż się, zrób coś dla siebie, zwolnij. Rób wszystko kilka razy wolniej, niż zwykle. Przyspieszysz za kilka dni. Będziesz jeszcze miała dwadzieścia kilka dni dużego tempa, teraz Twoje tempo, które wybija Ci Twój układ hormonalny to andante a chwilę potem adagio. Wolno, powoli, z szacunkiem do swojej kobiecości.

 

Menstruacja nadal jest tematem tabu, dość wstydliwym zwłaszcza dla młodych dziewcząt. W wielu kulturach mimo, ze żyjemy w XXI w.kobiety miesiączkujące nie mogą wchodzić np do świątyń albo dotykać dzieci. Tak jest w Indiach, w społecznościach romskich czy u ortodoksyjnych prawosławnych wyznawców.

Co ciekawe ta sama krew, która opuszcza nasze ciało jest znakiem naszej płodności. To symbol rodzicielstwa i dawania nowego życia. To przecież jedyna krew, która nie jest związana z odbieraniem czyjegoś życia, ze zranieniem, chorobą czy zagładą, ale wręcz przeciwnie to symbol potencjałów nowego życia na Ziemi.
To uświęcony akt, który należy celebrować i szanować. Nie będę tutaj poruszać medycznych kwestii sposobów higieny menstruacyjnej bo panują różne obyczaje i mody. Mnie bardziej interesuje aspekt energetyczny, emocjonalny i duchowy. Jak się czuję w okresie miesiączki a jak w pozostałe dni cyklu? Jak odczuwam swoje ciało, piersi, jaką mam energię, jakie emocje mnie dotykają:? Czy się powtarzają? Zapisując sobie swoje spostrzeżenia w rocznym kalendarzu, łatwo odnaleźć pewne prawidłowości.

Dla mnie od jakiegoś roku niezwykle ważne jest odpuszczać podczas miesiączki pracę – jeśli to możliwe – to całkowicie, jeśli nie daję sobie takiej możliwości (tak to ja sobie ją daję nie ś∑lat zewnętrzny) to przynajmniej zmniejszać ilość obowiązków do minimum. Nie zawsze mi to wychodzi, ale staram się być dla siebie w tym okresie czulsza, delikatniejsza i traktować siebie z namaszczeniem. Daję sobie wolny czas, przestrzeń, uwagę.
Jak dzisiaj , dzień przed nadchodzącą pełnią.

 

Moje plenerowe łóżko z radością dzisiaj ugościło mnie na kilka godzin z dobrą książką. Moja misa serca Sangity prosiła abym na niej grała. Potok pod Otrytem wezwał mnie na gimnastykę słowiańską i popołudniowe ablucje. Sama rozkosz. A wieczorem uczta dla podniebienia.
I choć zdarzyło się kilka terminowych prac, które nie chciałam aby czekały, to zminimalizowałam te prace do naprawdę minimum. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w aktualnych czasach kobiety, które pracują w biurach, robią kariery, podróżują nie będą dostosowywać swojego grafiku służbowego do swego cyklu hormonalnego. Zawsze jednak można bardziej świadomie spojrzeć na swoje ciało, obserwować je i dostosować plan pracy do wymagań organizmu. Mam to ogromne szczęście, że jestem sobie sama szefem i to ja tworzę swą rzeczywistość dookoła. Dzięki temu, mogę przynajmniej starać się z większą delikatnością i uważnością  traktować siebie podczas menastruacji tak jak prosi mnie o to moje ciało.

Na koniec dzisiejszego pięknego dnia, ciało podziękowało mi za chwile błogostanu i deikatność, na jaką zasłużyło. Odwdzięczyło mi się stanem odprężenia, łagodnym usposobieniem umysłu i uśmiechem na twarzy. Wyczuły to zwierzęta gromadząc się tłumnie wieczorem obok mnie i na mnie :-).

14 czerwca 2022r. Dwernik. Bieszczady Bosonoga Eyra

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Słodycz winogron
Następny wpis
Jestem Pełnią.