Jest już 31 marca. Minęło ponad dwadzieścia dni od mojego pierwszego spontanicznego felietonu napisanego w Pradze a dotyczące wirusa i ówczesnej epidemii. Pisząc poprzedni artykuł nie widziałam ani czytałam niczego w mediach więc nie mogłam się sugerować cudzą wiedzą. Dzisiaj choć śledzę niekiedy sytuację w kraju i na świecie (tyle ile jest to konieczne), jestem również w stałym kontakcie z rodziną w stolicy, moja postawa i przekonania nie zmieniły się.
Poczułam jednak, że chcę jeszcze parę słów dodać a może raczej rozwinąć kilka poruszonych wcześniej wątków.
Obecna pandemia jest czymś więcej, niż tylko wirusem.
Gdy patrzymy na ten problem z perspektywy jedynie ciała fizycznego, widzimy chorobę. Dostrzegamy konkretny, zmutowany szczep wirusa, który szybko się rozprzestrzenia, jest dość agresywny a osoby o słabej odporności łatwo się nim zarażają. Dodatkowo istnieje wysoka umieralność. Medycyna konwencjonalna i alternatywna szuka różnych leków i rozwiązań i są już pierwsze tego efekty.
Zewnętrzne przepisy nam narzucone powodują paradoksalnie to, że każdy z nas ma teraz czas aby skupić się na tym co dla nas ważne. Sami zdecydujemy co to jest. To w naszych rękach jest też zdrowie, nie w rękach rządku, światowych organizacji zdrowotnych, naukowców, lekarzy czy alchemików. To zdrowie to my, nasz wybór. Możemy zrobić dla siebie wiele dobrego siedząc teraz w domach. Traktowanie swego ciała fizycznego jak świątyni jest fundamentem harmonijnego życia. Kochając swe ciało, akceptując je takim jakim jest, dajemy mu piękny pokarm miłości a w ostatecznym rozrachunku zdrowie. Każdy z nas obserwując siebie, może odnaleźć, co służy ciału najlepiej, jaki pokarm, ile godzin snu, jak długi odpoczynek w ciągu dnia. Każdy może zacząć słuchać swego ciała i zamiast słuchać zewnętrznych autorytetów, spróbować samemu poddać wszystko pod wątpliwość. Całą dotychczasową wiedzę dotyczącą medycyny, fizyki, nauk wszelakich odłożyć warto na bok, zatrzymać się tu i teraz i spytać siebie: co ja tak naprawdę czuję w tej sytuacji, czego mi potrzeba, co jest dla mnie dobre. Włączanie telewizora lub przewijanie w sieci internetowej kolejnych wiadomości tylko oddala nas od prawdy. Bo gdy dowiemy się od kolejnego eksperta, co powinniśmy pić a czego nie, jakie zioła zażywać, to przestajemy sobie ufać, swojej prastarej mądrości. Gdy pojawią się szczepionki lub inne metody leczenia aktualnego wirusa, nasza emocjonalna odporność na zastaną wiedzę będzie zerowa. Bezkrytycznie przyjmiemy masowe sposoby radzenia sobie z problemem jakim jest korona wirus. Nie polemizuję teraz z tym, jaki lek jest dobry lub zły i czy w ogóle konieczny. Każdy z nas jest inny, w innym punkcie życia i nasze potrzeby i lęki są zróżnicowane a więc i potrzeby różne. Zachęcam jednak wszystkich do bycia krytycznym. Poddawanie w wątpliwość obecnych zasad, na podstawie których funkcjonuje świat jest pierwszym krokiem do wyzwolenia siebie z programów masowej świadomości. Jeśli tego pragniemy, słuchajmy innych, rozmawiajmy z ekspertami, ale zacznijmy pytać o prawdę największego eksperta czyli siebie. W naszym ciele odkładają się emocje w postaci napięć mięśniowych, zrostów, obrzęków czy różnych stanów fizjologicznych, które to zatrzymują w sobie płynącą wcześniej bez zakłóceń energię. Obserwacja ciała i rozpoznawanie tych punktów oraz miejsc jest cudowną pracą z samym sobą prowadząca do harmonizowania ciała emocjonalnego i fizycznego. Gdy odnajdziemy to miejsce w ciele, zacznijmy od obserwacji i posyłania tam miłości.
Sytuacja obecna jest kryzysem w skali całej Ziemi. Dla mnie osobiście jest odpowiedzią Gai na jej złe traktowanie (o czym pisałam w poprzednim felietonie, tu link https://nouw.com/bieszczadujmy/milosc-kontra-wirus-37010503?fbclid=IwAR3k3GbfRvMnjaiY_be_UA8fidJjVe9yJcKelVd-LdhwY272yxPKi2yWQHQ). Jest też pewnego rodzaju koniecznym krokiem we wszechświecie do tego aby ludzkość w końcu wybrała – przebudzenie duchowe albo pozostanie w miejscu. To punkt zwrotny dla całego świata. Prawdziwy kryzys gospodarczy i kryzys wartości dopiero nadchodzi. Bankructwa, niewypłacalność i wiele innych problemów jest początkiem zmian. Obecne paradygmaty runą. Ale będzie się to działo jednostkowo. Sama jestem w punkcie zmian. Prowadzimy z Pavlem turystykę, która jest w tej chwili zamrożona. Dostrzegam teraz nowe potencjały i możliwości, które się przede mną otwierają. Każdy z nas osobno może dokonać wyboru czy będzie podążał ścieżką serca, miłości, czy żył wg starego modelu. Każdy z nas jest wolny i dysponuje ogromną ilością wariantów wybierając zdrowie lub chorobę, życie lub śmierć.
Jednak nie jest to dla mnie koniec świata ani ginięcie naszej cywilizacji. Metaforycznie można tak na to patrzeć i spodziewam się, że wielu wróżbitów będzie upatrywało się w pandemii końca świata. A mieliśmy już ich w naszych życiach całkiem sporo. Z mojej perspektywy kondycja Ziemi jest rzeczywiście fatalna i my jako ludzkość dokonaliśmy wiele złego nie biorąc odpowiedzialności za niszczenie planety, zabijanie, brak współczucia do roślin, zwierząt i konsumpcyjne życie. To generalizowanie, ale pokazuje, że obecne wartości rządzące naszym światem nie są już aktualne a sposób życia nas Ziemian spustoszył nasz dom – Gaję.
Obserwuję, że pandemia powoduje wiele różnych skrajnych reakcji – od gniewu, złości przez ignorancję istniejącego problemu po strach. Są wśród nas Ci, którzy nie chcą przestrzegać aktualnych przepisów, bo uważają, że nic im nie grozi i że są nieśmiertelni. I to prawda. Wszyscy jesteśmy nieśmiertelni jako istoty duchowe ale energetycznie nie wszystkie nasze ciała są w takich wysokich wibracjach aby udźwignąć choroby, w tym aktualnego wirusa. Są też tacy (mam wrażenie, że jest ich najwięcej), którzy bardzo się boją zarażenia, boją się wychodzić z domów i przepełnieni są smutkiem. Są również i Ci, którzy dzięki swojej wierze lub doświadczeniu mają pewność, że są chronieni i nie odczuwają żadnego lęku przed przyszłością. Przyjmują wszystko takim jakim jest. Teraz chciałabym przytulić Was wszystkich i wysłać Wam miłość niezależnie od tego, czy uważacie, że istniejący problem został wykreowany i jest tylko iluzją, czy też bardzo się lękacie każdego dnia a smutek przepełnia Was tak bardzo, że nie widzicie już nadziei dla świata. Swą miłość wysyłam też wszystkim pracownikom światła po wszystkich stronach i we wszystkich wymiarach wszechświata i wysyłam ją sobie.
Wiele pisałam o strachu jako narzędziu kontroli nas ludzi ale też pożywki dla chorób. To wszystko prawda. Nie mogę jednak potępiać ani krytykować nikogo kto się boi. Strach jest naturalną emocją. Wiele lat temu sama ulegałam tym znanym programom. Najważniejsze jest jednak go sobie uświadomić i znaleźć jego przyczynę – samodzielnie. Rozpoznać – skąd się wziął w nas? Czym on jest? Gdzie w ciele się usadowił? Jakie spowodował napięcia? Co powoduje e umyśle, jakie wywołuje dodatkowe emocje? Czy on należy do nas a może został nam „skopiowany” bo nieświadomie o niego poprosiliśmy albo go przyjęliśmy. A może ta emocja jest ilustracją naszych zranień z przeszłości, które wyparliśmy dawno temu a teraz należałoby się im przyjrzeć i je właśnie „uzdrowić”. Świadoma obserwacja naszych emocji – gniewu, strachu, poczucia winy za błędy ludzkości czy inne, jest podstawą do pracy nad sobą i uwolnienia się od wszelkich chorób, które nie będą miały potrzeby manifestować się w naszym organizmie bo zrównoważone ciało ich już nie potrzebuje.
Jestem istotą przede wszystkim duchową. Wszyscy jesteśmy piękną świadomością kreującą świat dookoła. Ubieram się w ciało na jakiś czas i jak dotąd wielokrotnie zapominałam o swojej prawdziwej istocie i tym KIm jestem. W obecnym życiu przypominanie sobie tego zajęło mi sporo czasu ale skoro sobie przypomniałam, to zaczęłam z tej wiedzy korzystać. Wszystko czym i kim byłam dotychczas jest zapisane i do odtworzenia. W każdej chwili mogę po to sięgnąć jeśli zechcę. Jestem też połączona nicią Bezgranicznej Miłości z Uniwersum i boskim porządkiem. Obecnie nie mogę o tym zapomnieć więc nie potrafię niejako się już bać ani śmierci ani chorób ani kataklizmów. Ja nigdy nie zniknę. My nie znikniemy. Trzeba tylko zmiany perspektywy postrzegania i pracy nad sobą jako ludzkość. A to się teraz dzieje dookoła mnie. Serce mi się raduje gdy widzę jak ludzie budzą się z kolektywnego snu zapomnienia. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu oświeconych ludzi szukaliśmy w jaskiniach Himalajów albo w historii czasów Chrystusa. Czytaliśmy o nich w książkach a dzisiaj odnajduję ich za miedzą pośród sąsiadów, w wioskach, miastach ……I to jest wspaniałe. Widzieć mistrza w drugim człowieku to jest droga do prawdy. Bo każdy z nas nim jest…..
Od początku pisałam i mówiłam, że o ile ciało fizyczne może zostać zniewolone, zamknięte i uciszone (choć to też pozorna prawda), to naszym duchem nic i nikt nie może zawładnąć. Jesteśmy suwerennymi istotami. Nasz rozwój jako jednostek i uzdrowienie upatruję w przebudzeniu, w rozwoju duchowym każdego z nas. Jak dla mnie nie ma większej różnicy, czy jest dzieje się to w kościele, cerkwi czy w zaciszu domowym. Nie ma dla mnie znaczenia, czy modlimy się, medytujemy czy pracujemy z energiami, które są nam posłuszne. Jeśli nasze serca są przepełnione Miłością a intencje czyste, jeśli kochamy innych jak siebie, jeśli chcemy dla wszystkich dobra bez względu na to kim są i co sobą reprezentują, jeśli czujemy to piękne połączenie z wszystkim i wszystkimi, to jesteśmy na pięknej drodze do uzdrowienia. Podnosząc wibrację, rozsiewamy światło….
Świadomość indywidualna a świadomość zbiorowa o tym też pisałam w poprzednim felietonie więc nie będę się powtarzać. Napiszę jedynie, że warto myśleć o sobie jako Twórcy a nie o ofierze. Ofiara staje się nią za pomocą takich narzędzi jak strach. W małych dawkach może być wyzwalający i wskazywać drogę do uzdrowień. Jednak w większych ilościach jest paraliżujący i staje się idealną pożywką dla energetycznych insektów i pasożytów tego świata.
Obecnie lawirujemy jako społeczeństwa pomiędzy rzeczywistością kreowaną przez media i sterowaną poniekąd przez określone instytucje a faktami. Być może obecny wirus został wyprodukowany w laboratorium jako broń biologiczna. Być może to jedynie i aż skutek złego traktowania zwierząt przez mieszkańców chińskiego miasteczka. Może to losowe zdarzenie i tradycyjna mutacja wirusa, która poprzez swoją siłę dziesiątkuję ludzkość, ale w gruncie rzeczy wszystko zależy od tego, kto przygotowuje statystyki i do czego je przyrównamy. Tutaj jednak nie o to chodzi. Jeśli będziemy patrzeć jedynie z perspektywy materialnej na tę sytuację, to będziemy mieli bardzo płaski, czarno – biały obraz rzeczywistości. Potrzeba spojrzeć na to wielowymiarowo.
Z punktu widzenia energetycznego, my ludzie niekiedy potrzebujemy kataklizmów, kryzysów, śmierci aby się zatrzymać i postawić na szali rzeczy ważne i nieistotne. Potrzebujemy na nowo ustalić nasze wartości, zacząć zwyczajnie kochać siebie i drugiego człowieka, wrócić do prostoty i do centrum naszej istoty, w której mieszka miłość.
Nie możemy jednak zapominać, że kryzys taki jak ten obecnie może zostać rzeczywiście łatwo użyty w wielu krajach i zamieniony na narzędzie totalitarnego systemu. Już dzisiaj się to dzieje. Z internetu usuwane są filmy, które nie są w smak głównemu nurtowi i które pokazują alternatywne metody radzenia sobie z wirusem. Jest też wiele innych narzędzi, które są stosowane na porządku dziennym. Obecnie bardzo łatwo użyć podsłuchu, monitoringu i zmusić ludzi do stagnacji. Po jednej stronie mamy realny problem wirusa szybko się rozprzestrzeniającego i środki bezpieczeństwa mające temu zapobiec a po drugiej niezwykle łatwe do użycia środki reżimów totalitarnych, które są do dyspozycji obecnie każdego rządu. W zależności od tego, kto jest u steru, jakie ma intencje, mogą one zostać użyte przeciwko ludziom. Mogą ale nie muszą. My też mamy na to wpływ. Nie czujmy się ofiarami istniejącego systemu.
I właśnie dlatego spoglądanie na ten problem jedynie z perspektywy materialnego świata to za mało.
Masowe
przebudzenie jest jedynym możliwym ratunkiem dla obecnego kryzysu.
Współczuję wszystkim chorym i rodzinom osób, które umarły. Jednak z
poziomu duchowego tak naprawdę wszystkie nasze doświadczenia to nasze
wybory. Wszystko dookoła nas się zmienia. Energetyka całej
planety podnosi się a ludzie mają za nią podążać. Ten, kto nie zechce
tego zrobić, zostanie. Wirus jest poniekąd takim egzekutorem i ułatwia
nasz wybór. Jak może ułatwiać? Na kilka sposobów. W obliczu zbiorowego
strachu graniczącego niekiedy z masową histerią, nie mamy wyboru i
zaczynamy myśleć o śmierci, o sensie naszego istnienia. Zadajemy sobie
pytania po co tu jesteśmy. W tym znaczeniu ten strach, który nami
kieruje może być wybawieniem, bo paradoksalnie jeśli dobrze nim
pokierujemy, może nam pomóc w przebudzeniu. Ktoś kto boi się choroby i
śmierci, zaczyna w zaciszu domowym rozważać swoją egzystencję i tutaj
pojawia się niekończąca się przestrzeń wyborów. Każdy z osobna może
wybrać co z tą wiedzą zrobi. Być może ostatnio pytanie o to kim jestem,
po co, jaki jest mój sens? – zadawaliśmy sobie w szkole lub na studiach a
być może na imprezie suto zakrapianej alkoholem? Teraz w obliczu
realnego zagrożenia, to pytanie wraca jak bumerang.Mamy wpływ na
rzeczywistość dookoła nas i w nas. Sami ją stwarzamy. Możemy je też
zmieniać podnosząc naszą świadomość, podnosząc wibracje naszej istoty na
wyższy poziom. Dlatego tak cudownie mi patrzeć jak kolejne ludzkie
instrumenty stroją się pięknie do zagrania i zaśpiewania największego
koncertu na tej planecie – peanu pochwalnego na cześć wolności i
jedności z Bogiem jakkolwiek go każdy z nas obecnie pojmuje.
Dzisiaj czuję, że integracja wszystkich elementów, o których pisałam, jest podstawą zdrowia i przyszłości nas jako ludzi. Połączenia zdrowego ciała, świadomego umysłu obserwującego i umiejącego nazywać emocje, świadomość potęgi serca i przeniesienie uwagi do wewnątrz są idealnym startem dla nas wszystkich. Uzmysłowienie sobie, że miłość jest jedyną drogą do wyzwolenia spod starych programów ludzkości bez lęku, gniewu i wojen jest nadzieją.
Dbajmy o siebie i o naszą boską istotę na wszystkich poziomach. Myślmy o sobie czule, opiekujmy się troskliwie naszymi ciałami, umysłem, emocjami i przenośmy nasza uwagę do centrum, do serca. Mamy na to teraz czas. Czujmy się pełnoprawnymi Twórcami tego świata a nie ofiarami. Sami wybieramy – czy jesteśmy Stwórcą czy ofiarą, czy żyjemy w strachu, gniewie i poczuciu winy czy też płyniemy na fali pełnego szczęścia w Bezwarunkowej Miłości. To suwerenny wybór każdego z nas choć na początku zdawać by się mogło, że wymaga nieco odwagi. Dlatego moja obecna recepta na Przebudzonego Człowieka Przyszłości to: odwaga wojownika + szczypta radości dziecka połączonej z jego ufnością, że jest bezpieczny + kierowanie się sercem + akceptacja i uwielbienie siebie i innych = NIESKOŃCZONA MIŁOŚĆ.
tutaj: poprzedni felieton dot. kryzysu https://nouw.com/bieszczadujmy/milosc-kontra-wirus-37010503?fbclid=IwAR3k3GbfRvMnjaiY_be_UA8fidJjVe9yJcKelVd-LdhwY272yxPKi2yWQHQ