Znów zachwyt nad jadalnymi kwiatami. Chwilowo nie stolarka, nie wnętrza, nie gimnastyka, masaże czy wglądy serca ale kwitnienie….W końcu to wiosna…Dlaczego właśnie kwiaty? Choć zielarzy, zielarek , biologów i botaników (których szanuje) oraz ekspertów od roślin jest wielu dookoła mnie a ja nawet nie próbuje stać się jedną z tych osób. Moja wiedza o roślinach i doświadczenie są mikroskopijne to jednak z radością dziecka i ekscytacją alchemika przytaczam tu moje domowe historie z nimi związane. Po pierwsze kwiaty to moja wielka miłość a przede wszystkim interesuje mnie relacja człowieka i przyrody głównie kwiatów tych dziko rosnących i ogrodowych w ujęciu psychologicznym i energetycznym a nawet metafizycznym. Kilka lat temu dostrzegłam jak spożywanie jadalnych kwiatów, ich uprawa albo wyszukiwanie na łąkach, polach i w lesie przybliza mnie nie tylko do samej Natury budząc mój nieskrywany podziw, wdzięczność za bogactwo jedzenia i darmowych lekarstw dookoła. To trwająca nadal nauka, że jestem nierozerwalną częścią Gai a moje życie determinują prawa i zasady Przyrody . Poprzez obcowanie z kwiatami zbliżyłam się wielokrotnie tak naprawdę do siebie samej, do najgłębszych zakamarków mego jestestwa, również tych wypieranych i niechcianych. Kwiaty nauczyły mnie jak nie być zaborczą wobec darów natury ale w ogóle wobec świata, jak starać się brać tylko tyle ile potrzebuję nie robiąc nadmiernych zapasów, jak dzielić się z innymi, jak nie być kompulsywna i jak dobrze jest czekać aż coś wyrośnie, zakwitnie nie dlatego, że ja tego chce ale, że właśnie przyszedł już czas. to samo w życiu codziennym nauka czekania, nie poganiania czegoś lub kogoś kto nie jest jeszcze gotowy ( oj tego nadal się uczę)…Kwiaty w swym pięknie ale też kruchości, ulotności ( niektóre zakwitają raz w życiu, inne raz w roku, niektóre tylko na kilka dni lub tygodni) uczą przemijania, zgody na śmierć, o której tak wiele piszę i mówię… Akceptacja nieuchronności i kruchości życia z jednocześnie tak silną manifestacją radości, piękna, zmysłowości poprzez zapach, strukturę i kolor to przyspieszona nauka życia i czerpania z niego garściami…za to lubię kwiaty…to jeden z wielu powodów
.dlatego dziś na domowym orkiszowym chlebie znalazło sie masełko ze szczypiorkiem niedźwiedzim i niedźwiedzimi kwiatami, drugie wege masełko jest pachnące różane a trzecie z jasnoty purpurowej…kolorowo, efemerycznie , w hołdzie życia i jego barwności…W takim posilku pozornie skromnym jest ogrom miłości, słońca, prany, radości a wkładanie do ust tego co właśnie świeżo stworzyła natura jest prawdziwą celebracją życia….