Tytuł artykuły sugeruje, że nasze psy Dara i Berdo rzeczywiście uwielbiają najbardziej zimę. Po trosze to jest prawda. Ale nie chodzi o zachwyt nad zimą, śniegiem i uwielbienie niskich temperatur, dotkliwego mrozu i zabawy w białym puchu. Choć młodsza, siedmioletnia Dara ma w tym temacie wiele do powiedzenia. Dzięki swoim przodkom ze strony ojca – dostojnego Husky- ego o imieniu Nero, rzeczywiście uwielbia zimę i z pośród innych pór roku wybierze sobie właśnie nią. Natura wyposażyła ją w grube futro a życie na śniegu wyssała może nie z mlekiem matki ale z genami ojca z pewnością. Z mamą było nieco inaczej, bo ta urocza i pełna wdzięku sąsiadka z Chmiela była psem pasterskim. Te uwielbiają wszystkie pory roku i łatwo się adaptują do zmian. Najważniejsze jest dla nich zaganiać zagubione i rozbiegane po polu stado bez względu na to, czy składają się na nie owce, kozy, konie czy też ludzie. Ważne aby wszyscy byli razem i w jednym miejscu. Wówczas pierwotny instynkt pasterski jest zaspokojony. Dara jest specyficznym psem, bo połowa jest mózgu pragnie właśnie zaganiać, chronić i ubezpieczać rodzinę oraz chronić ją. W tym celu będzie biegać, pilnować wszystkich aby się nie rozbiegli przy tym robiąc dookoła siebie istny harmider szczękając tyle, ile płuca jej pozwolą. Wówczas misja jej życia jest wykonana a ona zaspokojona. Druga część mózgu Dary pragnie niestety polować. Najchętniej biegałaby swobodnie po lesie i polowała na okoliczne lisy, zające czy łanie. Tę potrzebę odziedziczyła ewidentnie po swoim tacie. I tak Dara działa niekiedy nie dość konsekwentnie. Potrafi pociągnąć za smycz kierując swoją uwagę do lasu, gdzie właśnie pojawiła się łanią chcąc ją upolować. Jednocześnie zapominając o instynkcie starego kuzyna wilka, obudzi się w niej jednocześnie aspekt psa pasterskiego i w tym samym czasie zacznie robić hałas niemiłosiernie szczękając. Jeśli uda się jej wyrwać i pobiec w stronę lasu, biegnie z zamysłem upolowania swojej zdobyczy jednocześnie ją zaganiając i chroniąc przed nią samym czy też przed swym alter ego. Gdy udaje się nam ją przywołać do porządku, posłusznie wraca i wykazuje swoje posłuszeństwo wobec człowieka, który ją karmi i uwierzcie mi robi to w sposób iście aktorski. Spośród wszystkich mieszkających u nas zwierząt, to właśnie Dara pojęła jakich psich sztuczek i technik używać do manipulowania ludzkimi uczuciami. Generalnie dość łatwo jej wychodzi emocjonalny manewr: „ukochaj mnie, przecież jestem taka słodka”. No jest, bez wątpienia.
Dara podobnie jak jej dzicy, alaskijscy kuzyni świetnie jest przystosowana nie tylko do zimowych warunków i niskich temperatur, ale również chętnie współpracuje w psich zaprzęgach. Wielogodzinny ruch w śniegu czy na lodzie należy do czystych przyjemności.
Berdo zaś jest dość zaskakujący w swoich sympatiach i antypatiach naszych czterech pór roku. Jako potomek afrykańskich przodków rodezjanów, uwielbia wysokie temperatury, suche powietrze i w ogóle brak wilgoci, wiatru i zimna. Jego sierść jest krótka, dość szorstka a łapy bardziej wrażliwe na zmiany temperatur. Jeśli ma wybór, woli wygrzewać się na suchej trawie w popołudniowym słońcu i podążać niczym zegar słoneczny tuż za jego promieniami wygrzewając się w nich niczym kot. Wiele jego zachowań jest z resztą mocno kocich.
Ponieważ jednak Berdo zawsze był niezwykle silny wytrzymały, o świetnej kondycji, to pomimo swego sędziwego wieku, nadal kocha ruch i dynamikę. I kilka lat temu zadziwił nas bardzo, gdy zimą, to on z ogromną radością ciągnął sanki a potem pomagał nam w zaprzęgu na nartach. Berdo bowiem lubi nasze towarzystwo i dla niego potrafi zrobić wiele. Gdy w dodatku jego zachowanie spotka się z naszą przychylnością czy nawet zachwytem, przekracza próg swego psiego komfortu i próbuje zrobić wszystko, abyśmy byli z niego zadowoleni. Nie zrobi tego jednak dla każdego. Wymaga to zaufania a to buduje się u niego dość długo.
Berdo więc lubi psie, zimowe zaprzęgi, o ile podczas przystanków na gorącą herbatę będzie mógł ogrzać swój afrykański tyłek na plecaku lub naszych butach a po powrocie do domu będzie mógł położyć się na miękkim, suchym, miłym posłaniu obok pieca.
Przed wielu laty nie sądziłam, że moje psy będą biegać w jakichkolwiek zaprzęgach z saniami, nartami czy z rowerem. Jednak życie zweryfikowało tamten pogląd. O ile nasze psy nie pracują dla nas i nie biegają w maszerskich wyścigach, to każdej zimy zakładamy im i nam uprzęże i ruszamy razem przed siebie. Korzystamy na tym wszyscy. My, ponieważ nieco się spocimy, spalimy trochę energii i damy upust emocjom. Poza tym możemy pobyć razem i to w dodatku pośród pięknej, oszałamiającej, bieszczadzkiej przyrody. Karmimy tym samym obficie nasze wewnętrzne dziecko, które domaga się ruchu, zabawy i śmiechu.
Psiaki również na tym korzystają, ponieważ spacer jest o wiele dłuższy (zarówno w odległości jak i w czasie), szybszy i więcej w nim przygód.
Poza tym jest coś jeszcze o czym przypomniałam sobie podczas dzisiejszego biegu na nartach. Gdy wychodzimy razem albo osobno z psami na krótki spacer wykradziony niejako dniowi bo szczerze mówiąc nie zawsze nam się chce wychodzić na mróz i śnieg, to zdarza się, że nasze umysły zanurzone są we własnych sprawach. Nie poświęcamy psom stuprocentowej uwagi choć wiemy jakie to ważne dla nic i dla nas. Staramy się być obecni ale nie oszukujmy się nie zawsze tak jest. Niekiedy ustalamy jakiś plan naprawczy w Dolistowiu, dzielimy się pracami przed przyjazdem gości czy omawiamy przeczytaną właśnie książkę. Nasz kontakt.z psiakami jest wówczas „przerywany” naszą nieuważnością na nich. Jesteśmy niby razem ale jednak osobno. Gdy zakładamy uprząż, zapinamy karabińczyki i wskakujemy na narty, od początku do końca każde z nas skupione jest na naszym ukochanym towarzyszu. Nieustannie trzeba się z nim komunikować, rozmawiać, sprawdzać czy lina jest wystarczająca napięta aby nie poplątała się z nartami, należy korygować każdy ruch i sprawdzać czy coś lub ktoś w lesie nie odwrócił uwagi Dary lub Berda co mogłoby się skończyć przejażdżka po skarpach i slalomem między bukami. Trzeba też umiejętnie zmotywować naszych przyjaciół aby zechciały nam pomagać we wspólnym biegu i doceniły, że to fantastyczny sposób wspólnych spacerów. Gdy to się uda, wszyscy jesteśmy zachwyceni. My z Pavlem delikatnie zmęczeni ale mający wsparcie pod górkę gdy Berdo i Dara pomagają nam i ciągną nas delikatnie w górę i oni, ponieważ otrzymują w prezencie nowe miejsca, intrygujące, nieznane zapachy i dłuższy spacer, którego atrakcyjność mierzona ilościami psich przygód jest nie do przecenienia. Przecież dookoła tak wiele się dzieje. A to świeże tropu łani lub wilka a to świeży zapach zająca, który właśnie przebiegł drogę a to ślady znajomych odchodów nie koniecznie lubianego psa sąsiada, więc zawsze można pokryć jego zapach swoim moczem. Potem kolejne zapachy innych kolegów i koleżanek na czterech łapach – tych dawno nie widzianych. A niekiedy spotkamy i znajome całej naszej czwórce jakieś stworzenie na dwóch nogach więc radości nas wszystkich nie ma granic. Zatem hej przygodo!.
I tak dzisiejszy spacer na biegówkach uważam nie tylko za udany ale za cudowny, bo jak każda z tych sytuacji pogłębia naszą więź z naszymi psami, uczymy się siebie na nowo, lepiej, głębiej, poznajemy nasze potrzeby i odczytujemy subtelne znaki ciała. Każde delikatne poruszenie moich nóg lub rąk, odczytuje Dara, która biegnie z przodu bo lina napina się ilustrując moje emocje i to co w danej chwili robię. I odwrotnie, wystarczy, że Dary lub Berda uwaga powędruje nie w tą stronę, w którą zmierzamy a my z nartami już tam jesteśmy kierowani. I znów za naszą uwagą podążą energia a za nią ruch. Tutaj wyzwanie jest podwójne, bo aby dobrze się bawić, trzeba się wspólnie zsynchronizować – pies i człowiek, człowiek i pies. Bez prawdziwej, głębokiej więzi, zrozumienia wzajemnych potrzeb i mowy ciała, nie można mówić o lekkim i swobodnym zaprzęgu. Wówczas to ciągła walka o zrobienie kolejnego kroku. Gdy jednak pojawia się zrozumienie i obie strony czują się zmotywowane do działania, następuje pełna harmonia i wówczas pojawia się lekkość a cała nasza czwórka jest zachwycona spędzonym wspólnie czasem. Wymaga to jak zawsze otwartości i akceptacji różnych słabości naszych nawzajem. Bo dzisiaj Berdo miał słabszy dzień i po wczorajszej wędrówce w góry, zwyczajnie nie miał siły pomagać w zaprzęgu i wolał trochę symulować, że chce aby nie stracić w naszych oczach. Ale co jak co, ale uroczy Berdo, z którym tak wiele już przeżyliśmy nie może stracić w naszych oczach, bo gdy na niego spojrzymy, to od razu dostrzegamy ciepło jego ogromnego kocio – psiego serducha, które kocha bezwarunkowo a Dary gracja i kokieteryjność uwiedzie niemal każdego. Taki pozornie zwyczajny spacer na nartach uświadomią mi po raz kolejny jak ważna jest akceptacja słabości nie tylko ludzkich, akceptacja tego, że naszym psiakom może zwyczajnie się nie chcieć albo są sfrustrowane lub zniechęcone…..Brak słońca od kilku dni też odbija się na nas wszystkich więc pogoda ducha naszej sforki psio ludzkiej jest wprost proporcjonalna do ilości promieni słonecznych docierających przez skórę do naszych spragnionych światła serc.
Bosonoga Eyra, 23.01.2022r. Dwernik, Bieszczady