Dziś aktywny dzień. Z nieba spadli nam goście, których nam brakowało -dziękujemy z całego serca za Was. To się jednak wiąże z dodatkową pracą. Choć niemal wszystko jest już przygotowane, to zostały kosmetyczne prace. Zawsze jest coś do naprawy, dodatkowego sprzątania a poza tym jest coraz zimniej, więc czas najwyższy rozpalić w kozach w naszych domkach bo lubimy gdy jesienną i zimową porą ogień wita naszych gości jako pierwszy.
I choć właśnie wychodziłam praktykować gimnastykę słowiańską, zajrzałam do domku nad stawem potem do domku nad Jarem i trochę tam zabawiłam. Potem udałam się pod moją stodołę spełnionych marzeń aby choć chwilę poćwiczyć. Wtedy zaczęła szczekać Dara, która domagała się wyjścia na zewnątrz i co chwila dzwonił telefon jeden albo drugi. Przerywałam gimnastykę aby odebrać ważne telefony czy pójść po Darę aby mogła spędzać ten dzień razem ze mną na zewnątrz. W trakcie mojej południowej praktyki, robiłam trochę zdjęć bo chciałam je potem wrzucić na bloga zachęcając inne kobiety do wspólnych ćwiczeń bo jest to naprawdę piękna praktyka, w której się zakochałam ja i moje ciało. Gdy przeglądałam zdjęcia robione automatycznie aparatem na statywie, zauważyłam, że wszystkie zostały zrobione przed, po przyjęciem prawidłowej pozycji a jako instruktorka nie chcę takich nieprawidłowych pozycji publikować i pokazywać światu. A potem zrozumiałam, że to błąd. Poczułam, że właśnie te nieprawidłowe, niefachowe pozycje gimnastyki chcę Wam ukazać. Na jednym zdjęciu rozmawiam z Pavlem choć próbuję zrobić w świecie średnim krąg…… Na innym właśnie jakiś robaczek po mnie pełzał i bardzo chciałam się podrapać w tym miejscu i zdjąć go z siebie. Zdjęcie z toaletową szczotką do mycia WC jest kwintesencją tego co chcę Wam tym tekstem i tą sesją powiedzieć.
Gimnastyka słowiańska przyszła do mojego życia w momencie , gdy już nie brałam go tak na serio i nie utożsamiałam się z odgrywanymi przeze mnie rolami. Dlatego dzisiejsza przerywana co chwila praktyka była dla mnie prawdziwą lekcją mistrzowskiej medytacji w ruchu. Dlaczego mistrzowskiej? Bo życie składa się z upadków, chaosu, nieprzewidywalności a umiejętności witania ich w swoim życiu jest drogą do wolności i spokoju ducha. Łatwo jest osiągnąć spokój umysłu w ciszy pustelni, w odosobnieniu, nieco trudniej pośród pieluch i małych dzieci. Podziwiam każdą z Was młode mamy. Trudniej jest utrzymać umysł w stanie medytacji gdy dookoła jest hałas, wpadają nieoczekiwani goście przerywając pisanie czy inną pracę, psuje się samochód. Jednak to się zdarza i to jest właśnie esencja prawdziwego życia. Fakt, że przyciągam do swojego życia głównie dobre, miłe i szczęśliwe chwile nie oznacza, że nie jestem wytrącana co jakiś czas ze swojej bańki szczęśliwości. I szczerze mówiąc jestem za to bardzo wdzięczna. Bo to pokazuje moją prawdziwe naturę umysłu i jak na to naprawdę reaguję. Czy żyję w prawdzie ze sobą samą? Czy jest mi z tym dobrze?
Gimnastyka słowiańska to dla mnie nie tylko ćwiczenia. To również nauka świadomego łączenia tego co boskie, transcendentalne z tym co ziemskie. Ze szczotką toaletową w dłoni zawieszona pomiędzy rozpalaniem ognia w kominku, wynoszeniem kompostu a segregacją śmieci po gościach nadal jestem boskim stworzeniem w ciele tej, która biega między domkami a śmietnikiem. I szczerze mówiąc to niezwykle zabawny widok. Dlatego nieuczesana od dwóch dni, w poplamionej bluzce, stopach jak zawsze brudnych od chodzenia boso po ziemi, zakładam swój odświętny pas – ludową krajkę, która jest dla mnie symbolem odświętnej gimnastyki i wpłatami ją dzisiaj w swój dzień – zwyczajny a przecież w swej zwyczajności pełen cudów i uniesień. Nie jesteśmy doskonali i nie musimy wcale takimi być choć nasz duch jest doskonały. Pozwalanie sobie na pomyłki, na chaos rodzi nie tylko akceptację nas samych takimi jakimi jesteśmy. Pozwala stworzyć przestrzeń na niespodzianki życia, na to, co nieoczekiwane na to co jest prawdziwym Cudem.
Pisanie o tym to rodzaj kolejnego obnażania się mnie przed Wami w świecie, który nastawiony jest na perfekcjonizm i idealne życie, w tym życie duchowe usłane różami pełne spokoju ducha, szczęścia i miłości. I wiem bo tego doświadczam na co dzień, że to wszystko jest w nas, jest we mnie – miłość a więc i zdrowie, spokój ducha i szczęście oraz bogactwo. Jednak ważne jest dzisiaj dla mnie być być ze sobą szczerą, być autentyczną i nie okłamywać siebie. Dużo łatwiej jest nie okłamywać kogoś, żyć moralnie i etycznie z innymi ludźmi i istotami. Ale co z etyką i moralnością wobec nas samych? Najtrudniej jest ujrzeć siebie prawdziwego, bez masek, pozorów a przede wszystkim w całości. Zintegrować swoje talenty, swoje wewnętrzne piękno z niedoskonałościami na zewnątrz ciała i w zachowaniu, z popełniamy błędami i potyczkami umysłu i stanąć tak nagimi w stronę świata krzycząc „oto jestem, jaka jestem”. Innymi słowy dla mnie to polubienie swego ego oraz ciała, których to formy sama sobie wybrałam.
Dlatego z ogromną ufnością, że jest idealnie tak jak jest, otwieram się na nowe cuda tego dnia. Z wdzięcznością za moje życie i za to, że Jestem. Bo jest jak jest a jest dobrze 🙂
Bosonoga Eyra 28.10.2022r. napisane w zagajniku pod rozłożystym bukiem w piękny, słoneczny, jesienny dzień.