Po śmierci Berda Dara podróżuje ze mną coraz częściej do małej i wielkiej cywilizacji. Robimy razem zakupy, biegamy, załatwiamy sprawy w urzędzie. Sprawdzamy po latach na nowo gdzie jest przychylność wobec zwierzaków a gdzie nie są miłe widziane. Jak na razie nie było miejsca, gdzie nie bylibyśmy są zaproszone.Gdy Dara była mała podróżowała z nami po Słowacji mieszkając wspólnie w kamperze. Wracamy do starych wspomnień i znów będziemy razem wyjeżdżać choć urok osobisty małego szczeniaczka transformowal się na dostojeństwo dojrzałej damy. Dara jest uroczą towarzyszka, posłuszną, cichą tylko odrobinę stresuje ja miasto jak mnie kiedyś. Uczę ja powoli jakimi prawami rządzi się taka przestrzeń. Razem szukamy skwerów, zielonych plam trawy i razem dziwnie się czujemy wędrując po betonowych płytach chodnikowych. Śmiem twierdzić, że moja i jej radość w obcowaniu z zieloną trawą są na podobnym poziomie ekscytacji. Obie też z zadziwieniem obserwujemy jak świat zaczyna gnać przed siebie nawet na Podkarpaciu…Siedząc dziś na chodnikowym krawężniku patrzyliśmy na biegnące nogi ludzi w spodniach, w spódnicach, na małe dziecięce nóżki spieszące się do szkoły i na duże, masywne dorosłych osobników homo sapiens…byli wśród nich tacy jak my , którzy się zatrzymywali, jak my patrzyli w słońce, uśmiechając się do nas i do innych…Rozpoznawaliśmy ich po znoszonych butach i radosnych krokach…Tak ..kroki ludzkie mogą być radosne i mogą być smutne, mogą być powazne i mieć dystans do siebie….Patrzyłam na Darę i ona na mnie o obie mówiliśmy do świata polepole, polako, despacio, slowly, lentamente….powoli …gdzie tak pędzisz człowieku?…i w tym powolnym stanie umysłu sobie dziś jeszcze pobędziemy…..A ten dzień był niezwykły….bo spotykała nas na każdym kroku serdeczność i spotkania po latach, telefony z zamierzchłej przeszłości, listy jakby z innych moich żyć, ludzie, którzy wrócili ….Dobry czas, niespieszny czas
Bosonoga Eyra, Dwernik, Bieszczady