W ciągu zaledwie tygodnia przejechałam jakieś 3000 km , Bieszczady, Praha, Morawy, Bieszczady, Kraków, Warszawa. Bycie w drodze to coś co lubię choć niemal zawsze przy okazji podróżowania dowiaduję się czegoś nowego o sobie i to jest zawsze najciekawsza podróż…… ta wgłąb siebie. Bywa zaskakująca, pouczająca, wzruszająca a niekiedy pełna napięć, smutku czy nawet złości. Nauczyłam się obserwować swoje emocje i mieć świadomość skąd się wzięły i czemu mi służą. Po latach tłumienia emocji, dziś nie mam problemu je uwalniać bez względu na miejsce i czas. Spędzanie zaś kilkunastu godzin w autobusach, pociągach, na dworcach uczy jak zawsze uwaznosci na drugiego człowieka i na mnie samą. Czy potrafię pośród zgiełku miasta albo na kompletnym pustkowiu zachować taki sam spokój umysłu jak w swoich cichych Bieszczadach? Lubię się sobie przyglądać: tej zmęczonej podróżą, tej spokojnej, tej uśmiechniętej i podekscytowanej i tej, którą rozłościla jakąś rozmowa. Niemal wszędzie wożę też matę do jogi. Dzięki niej ćwiczę w najmniej oczekiwanych miejscach. Nie mam problemu praktykować gimnastykę słowiańską po środku miasta, na skwerze, dworcu czy w zatłoczonym pociągu w korytarzu czy w lobby hotelowym albo maleńkim mieszkaniu studenckim między lodówką a łóżkiem gdzie aby wykonać sekwencje ćwiczeń trzeba otworzyć drzwi wyjściowe bo inaczej ciało zakleszczy się w miniaturowym pomieszczeniu:-) Nauczyłam się dbac o siebie bez względu na to co pomyślą sobie inni. I tego właśnie dziś wszystkim życzę. Róbmy swoje, to, co służy naszej duszy, emocjom i ciału bez względu na ocenę z zewnątrz. …to pierwsze nie jest istotne za to nasze osobiste samopoczucie i dobrostan jest bardzo ważny … pięknego czasu że sobą dla każdego.
5 maja, gdzieś między Krakowem, Warszawą, Bieszczadami a Pragą, Bosonoga Eyra