Moja mała wilczyca i duża wilczyca we mnie.
Ta pozornie mała, którą reprezentuje nasza piękna Dara to połączenie instynktu psa Siberian Husky i australijskiego pasterskiego. To dość ciekawy mix, który w przyrodzie występuje dość często. Podobna mieszanka pozornie sprzecznych cech występuję też u ludzi zwłaszcza u nas kobiet. Pozwala na zachowanie życiowej równowagi i ułatwia przetrwanie w świecie.
Z jednej strony wydaje się być dość szalonym, aby przyroda połączyła pasterskiego, australijskiego psa zaganiającego owce, kozy (a w przypadku mamy Dary – stróżującego konie w stadninie) z wolnomyślicielskim i dzikim husky. Ten pierwszy kocha pilnować stado, zlicza i zagania rodzinę aby była razem i nie rozpraszała się. Jeśli w pobliżu nie ma kóz ani owiec czy koni, to weźmie się się za gatunek ludzki i będzie skwapliwie sprawdzać, czy dziecko nie oddala się za bardzo od domu, na spacerze będzie biegać w przód i w tył pilnując aby wszyscy szli obok siebie nie zostając zanadto w tyle. Ten drugi (husky) ma zapisaną w genach wolność i najbardziej z wszystkich żyjących na naszej planecie psów, odziedziczył po swoich przodkach wilkach – dzikość i wszystko co z tą dzikością jest związane. Kocha polować na własną rękę czy nam ludziom to się podoba czy nie. Lubi zdobywać pożywienie i sprawia jej przyjemność pogoń za nim. Nade wszystko ceni sobie nieskrępowaną wolność, dlatego żyjąc z człowiekiem, który nie zapewnia jej wystarczającej ilości bodźców, zabaw i spacerów, będzie uciekać tam gdzie żyją dzicy kuzyni – do lasu, na łąki, przed siebie. Dziki zew natury krzyczy głośno: biegnij. Więc biegnie. Paradoksalnie wszystkie dzikie i oswojone wilki są bardzo rodzinne a hierarchia, którą posiadają bywa zmienna, role nie są stałe i przypisane do końca życia. Zmieniają się gdy zmienia się energia konkretnych osobników i ich zachowania.
My kobiety na równi nosimy w sobie naturę wilczycy, wojowniczki, wolnego ducha i myśliwego oraz opiekunkę domowego ogniska, rodzicielkę zaganiającą wszystkich do wspólnego ognia, do rodzinnego stołu. Lubimy zapraszać bliskich do stołu i tak jak nikt budować atmosferę bliskości, ciepła i miłości. Troszczymy się o innych, o dzieci, starszych i łączymy pokolenia młodych i starych.
Jednocześnie zawsze żyje w nas ten instynktowny zew natury, który krzyczy: „bądź wolna”, „idź do lasu, nad rzekę”, „biegnij boso”, „rozpal ognisko”, „krzycz, walcz”. Często ten głos w nas mówi nam „zniszcz to co zbudowałaś” a ponieważ jest bardzo dosadny i męski, gdy przemawia szorstko i jednoznacznie boimy się go niekiedy i odrzucamy go wydaje się, że jest czymś obcym, negatywnym i nie chcemy mieć z nim nic do czynienia bo np. nie pasuje do naszego wyobrażenia o nas samych. W tym wyobrażeniu bowiem jesteśmy urocze, współczujące, miłe i anielskie. Doświadczyłam w swoim życiu pięknej i terapeutycznej ciemności (w wielu aspektach), która nosi w sobie ten wypierany przez stulecia męski aspekt kobiecości – tej właśnie wrzeszczącej i rozrywającej na strzępy wszystko dookoła – wilczycy i wiele czasu mi zajęło przyjęcie go do siebie. Przyjmowanie do siebie odrzuconych fragmentów siebie rozgniewanej, wściekłej i siebie niszczycielki, bogini wojny jest procesem bardzo uwalniającym. Tak się złożyło, że wiele remontów w naszym Dolistowiu inicjowałam ja sama z poziomu tej właśnie Bogini Wojny. Isztar. Wtedy okazywało się, że chwytając łom lub piłę czy duży młot i rozwalając ścianę dzielącą dwa pokoje, wyzwalała się we mnie energia tej wojny w sposób najmniej uświadomiony. Dzięki tym pracom wypływały ze mnie na zewnątrz przez ciało wszystkie skrywane emocje żalu, wściekłości, gniewu i inne z przeszłości, którym nie pozwalałam wcześniej ujrzeć światła dziennego. I choć pierwsze spotkania z tymi emocjami były niemiłe, przykre i bardzo bolesne, w konsekwencji dostrzegałam ich uwalniającą i oczyszczającą naturę niczym poranny zimny prysznic. Najpierw rozbudza drastycznie, miejscami woda dotyka ciała niczym ostre, lodowe igły sprawiając ból ale jeśli nadal stoję i nie zmieniam temperatury wody, po chwili ciało się dostraja do niej a przykre doznania zmieniają się na przyjemne. Po chwili zaczynam doświadczać przyjemnego ciepła rozlewającego się po ciele. Wychodząc z pod prysznica czuję witalność, siłę i jestem zrelaksowana. Coś co na początku było dyskomfortem a nawet sprawiało ból na koniec okazuje się być uwalniające, piękne i przyjemne.
Podobnie z naszą wewnętrzną ciemnością, jej akceptacją i ujrzeniem w tej ciemności zakradającej się do naszego serca wilczycy. Ta wilczyca często pokazywała mi, że choć jest śmierdząca wytarzana w padlinie i choć poluje i robi wszystko, co mi się wówczas nie podobało bo nie pasowało do mego życia, jest tak naprawdę fragmentem mnie samej zdradzającej innych ludzi i mnie samą, robiącej krzywdę, raniącej, niszczącej a próby uciekania od tej ciemnej strony ludzkiej natury jest tylko ucieczką ode mnie samej i odrzuceniem ciemności będącej integralną częścią mego życia. Tylko integracja dwóch aspektów światła i ciemności, wilczycy i pasterki pozwoliła mi na pełnię doświadczania bez osądzania siebie i świata. Dopiero wówczas tak naprawdę przestałam osądzać innych ludzi i przestałam osądzać siebie samą. Dopóki któraś z nas nadal osądza tych, co jedzą mięso, tych, którzy wierzą w kościół albo dla odmiany tych, którzy w nim nie są, tych, którzy pozostali w systemie albo tych, którzy z niego wyszli, tych, którzy karmią się newsami z mediów i nie słuchają naszych mądrości, które wybawić mają świat, dopóty wywyższamy się i zanadto wchodzimy w rolę opiekunki, pasterki, która za wszelką cenę chce wszystkich chronić i zaganiać do swojego stada. Skorzystanie z wiedzy wilczycy i świadome korzystanie z jej mocy pozwala mówić nie tam gdzie okradane jesteśmy z własnej energii, pozwala niszczyć w sposób mądry obce przekonania i wartości, które nie są naszymi, ale niszczyć je na poziomie własnego życia nie wpuszczając ich do siebie, do swego domu i swego serca ale szanując wybór innych. Jeśli ktoś z innego stada chce niszczyć siebie, żyć w chorobie czy prowadzić wojnę, pozwalam na to bo to jego wybór. Aktywuję wówczas swój pasterski instynkt w ograniczonym zakresie i zajmuję się sobą, swoją rodziną i swoim życiem. Udoskonalam je, zmieniam je ale nie zajmuję się życiem innych. Wiele lat temu postanowiliśmy z Pavlem świadomie korzystać z telefonu. Co to dla mnie znaczyło. Odbieramy telefony wtedy gdy chcemy. Fakt, że pojawiły się na świecie telefonu komórkowego nie zmienił mojego życia w sposób, w którym stałam się ich niewolnikiem. Nie nosze go zawsze przy sobie. Często jest wyłączony co nie wszystkim się podoba ale to mój wybór. Komunikacja z gośćmi odbywa się wyłącznie przez pocztę elektroniczną bo wówczas możemy odpisać wtedy gdy mamy czas nie zmuszając się do dyżurowania przy telefonie tylko dlatego, że wszyscy dookoła tak robią. Nasza działalność nie ucierpiała na tym a ci, którzy są niecierpliwi wybierają inne miejsca. Jestem więc wolna. Co nie zmienia faktu, że jestem wdzięczna za każdą osobę, która wybiera nasze miejsce na wypoczynek czy do innych naszych aktywności. Jednak wypełniona wdzięcznością i szacunkiem do świata, ustaliłam własne zasady kontaktu dbając o swoją przestrzeń.
I tak staram się każdego dnia odnajdywać balans między pasterskimi cechami piastunki, opiekunki, kobiety pełnej czułości, miłości i współczucia a dzikiej wilczycy – polującej, niszczącej, kochającej wolność i życie zgodne z prastarym instynktem. I wcale to nie jest łatwe we współczesnym świecie, ale możliwe. Moje bieszczadzkie życie pokazało mi, że ta harmonia i ten balans jest możliwy do utrzymania i tego właśnie życzę każdej z nas. Bo jesteśmy na tyle mądre i doświadczone jako kobiety i na tyle wszechstronne, że w jednym, pojedynczym życiu, w jednym ciele fizycznym możemy połączyć dziką, instynktowną naturę kobiety, która żyje pasjami i ciepłą, kochającą kobietę, która dba o dom i swych bliskich.
Po napisaniu tych słów, zrobiłam sobie przerwę, wróciłam właśnie z kuchni, gdzie zmywałam podłogę, wkładałam naczynia do zmywarki, karmiłam zwierzęta a za chwilę wymknę się ze swego domu do lasu i nad rzekę tam gdzie schodzą się jelenie podczas rykowisk, tam gdzie spotkałam wczoraj świeże tropy wilków. Wracając z rzeki będę wspinać się po skarpie brudząc się w mokrej od deszczu ziemi w ulubionym miejscu młodego niedźwiedzia z Otrytu. Dzika i oswojona jednocześnie, atawistyczna i domowa. Idę bawić się dalej w swoje kobiece i męskie role.
Pięknego dnia.
Bosonogą Eyra, Dwernik 25.09.2022r.
2 komentarze. Zostaw komentarz
Dziekuje za ten piekny,bliski mej naturze list.
Kto wie,może kiedys do panstwa,do Ciebie zajrze tam w Dwerniku…
Maria,65,Koszalin,z przodków sanockich i ciagle nienasycona słowianska dusza..
Witam serdecznie, bardzo przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale komentarze utknęły w spamach pomiędzy reklamami i informacjami o robotach. Dopiero teraz je przeczytałam. Wiem, że jesteś aktywna na FB więc dziękuję, że czytasz niekiedy to, co pisze i jestem przepełniona wdzięcznością, jeśli trafiam niekiedy do innych i do serc. Pozdrawiam gorąco co prawda nie z naszych pięknych Bieszczadów ale z Atlantyku ale już lada moment wracamy w Bieszczady , do zimy, zwierzaków i polskich lasów. Pozdrawiam cieplutko. Edyta