Odkąd pamiętam zawsze lubiłam przełamywać konwenanse, poszukiwać własnej ścieżki wyrazu nie koniecznie oglądając się przy tym na świat. Tak kontestowałam zastany świat swoim ubiorem zawstydzając jako młoda dziewczyna nie raz swoich rodziców, bo gdybym chociaż założyła glany, pofarbowała włosy na niebiesko, to przynajmniej zasililabym znane wszystkim grupy młodzieży a dorośli wiedzieliby co ze mną zrobić. Ja wolałam szyc sobie ręcznie stroje średniowiecznych kobiet, na głowę zakładać wymyślne, również przeze mnie szyte toczki a na nogi buty każdy z innej pary. Wyglądałam przy tym jak osoba przeniesiona przez przypadek z innej epoki w XX w lub aktorka, która zapomniawszy się przebrać, opuściła kulisy teatru w kostiumie bohaterki przedstawienia, którego akcja rozgrywa się w XVII wieku. Dekady minęły ale chęć przebierania się w różne role ze mną pozostały. Chęć zabawy i kreacji na innych po!ach życia również mi nadal towarzyszą . Od 11 lat kuchnia też jest dla mnie taką sceną, gdzie mogę się realizować i choć moja wiatriańska przygoda trwa nadal, to kto powiedział, że w kuchni na surowo nie można się dobrze bawić? Nie dość, że dania są szybkie, bez gotowania, pieczenia i brudzenia naczyń, to dodatkowo łatwo uczynić z tego sztukę. I dzisiaj w ramach odświętnego dania np. zamiast tortu trójca owoców: dwa jabłka i gruszka w polewach. Jedno czerwone jabłko oblane jest polewą że szpinaku ( schłodzoną w lodówce), drugie truskawkową a gruszka zanurzona została w polewie z chlebka świętojańskiego. Wygląda wspaniale i jeszcze lepiej smakuje. Cudownej nocy dla Was przepełnionej inspirującymi snami nie tylko o jedzeniu ale i o spełnionym życiu..
Witarianizm kontra system. Bezpieczny bunt …
Blog|Dzikie podróze|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Holistyczne uzdrawianie|Terapeutka Gaja|Witarianizm