Przez kilka miesięcy minionego roku spaliśmy na rozkładanej kanapie przy kominku z kotami i psami, których liczba łapek liczyła wówczas zaledwie 32. Pavol poświęcił swój komfort na rzecz mojej nauki masażu i możliwości rozpoczęcia ajurwedyjskiego etapu. Pod koniec roku rezygnując z apartamentu dla gości, odzyskaliśmy swój dom a właściwie otrzymaliśmy go w prezencie od samych siebie po raz pierwszy w życiu. Bowiem nigdy przez 12 lat nie miałam całego domu dla siebie. Gdy to się stało, nie dość, że kuchnia zyskała miano kuchni, pokój dzienny – stał się rzeczywiście dziennym bez składania co wieczór kanapy. W dawnym gabinecie zrobiłam pokój do pracy – maleńki ale własny z bliblioteczką, kredensem i oczywiście moim ukochanym sekretarzykiem oraz kącikiem dla Pavla.Na górze zaś oprócz salki zimowej relaksacyjnej, gabinetu masażu, został maleńki pokoik. Naszym gościom znany był jako pokój nad Sanem. Bardzo lubiany, słoneczny, z jego okien rozpościera się widok na Połoninę Caryńską, Dwernik Kamień oraz Smerek. Przez kilka miesięcy na podłodze leżał materac (ze względów architektonicznych nadal tak jest i wiele się nie zmieni w tej kwestii), wstawiłam kilka szafek pozbieranych z całego Dolistowia i tak sobie spaliśmy. Kolor ścian jako jedyny w gospodarstwie tak odważny to był fiolet. – piękny ale niczego nie zmieniałam.
Nadszedł czas na zmiany. Pavol w Tatrach a ja chciałam udomowić to miejsce, oswoić i uczynić bardziej intymnym skoro tutaj śpimy. Pokoik jest maleńki więc wiele w nim nie ma. Najważniejszy jest i tak widok. Zapragnęłam wakacyjnego, świeżego podejścia, coś między balijskimi wakacjami a stylem boho. To mój najtańszy mini remont, bo jak podsumowałam Pavlowi na całość (malowanie ścian, podłogi, nowa kapa na łóżko i lampy zrobione. z koszy) w sumie wydałam 240 zł.
Farba na ścianach to pudrowy, brudny róż ale bardzo delikatny. Jak zwykle zrobiłam ją sama na bazie pigmentów i jednej z najtańszych na rynku farb do ścian. Mebelki są bielone farbą kredową, podłogi też bielone, jako lampy zwisły kosze z trawy, w których wycięłam otwory na oprawki i to tyle na początek. Nie miałam drewna na nowe szafki więc z grubych dech zrobiłam jedynie blat zamontowany na stare szuflady Ikea. Będzie jeszcze trochę zmian ” nowe gałki do szafek, docelowe szafki nocne samoróbki drewniane, skamieniałe drewno z rzeki na ścianie jako lampa i nowy obraz przeze mnie namalowany dla Pavla, aby ten jak to przystało na ajurwedyjską Vatę był witany o poranku słonecznymi kolorami żółci bez względu na to, czy za oknem jest słońce czy też nie. Tymczasem tyle udało mi się zrobić w niecałe dwa dni bo więcej czasu nie chciałam poświęcać na ten pokój. Kwiaty w ogrodzie czekają:-). Poza tym chcę posiedzieć tak po prostu nad stawem i popatrzeć sobie w wodę bez celu, bez planu, bez malowania, bez konieczności, bez chcenia za to z filiżanku naparu z BZU.