Żywioły. Ogień.

Tekst
Blog|Ciemność|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog|Terapeutka Gaja
ŻYWIOŁY. OGIEŃ 🔥. Nie może żyć bez powietrza, bezpiecznie czuje się w otwartej przestrzeni i kocha ciemność bo wówczas wydobywa się jego romantyczna natura i można podziwiać jego prawdziwy blask. Ogień to dla mnie silnie transformująca energia. Jest cudownie niszczycielska bo oczyszczająca. Chętnie sięga swymi płomieniami po rzeczy, zjawiska, istoty, które potrzebują silnej transformacji, wstrząsu, terapii szokowej. Płomienie odbierają nam niekiedy to co wydaje nam się najdroższe, najbliższe czy najistotniejsze aby nauczyć nas nietrwałości tego świata.
Nic tak brutalnie i intensywnie nie przypomina nam o kruchości życia i materii jak ogień i woda. Ogień spala wszystko to co nam nie służy i robi miejsce na nowe. Porządkuje na nowo hierarchię wartości, ustawia odpowiednio priorytety życia. Dzięki niemu i poniesionej dotkliwej stracie czegoś lub kogoś zaczynamy doceniać samo życie i uznawać je jako niezaprzeczalny dar. Jednocześnie ogień to dla mnie piękna i silna energia twórcza pozwalająca na kreację, to też pasja, namiętność i pożądanie, energia seksualnej wolności i zgoda na ekspresję swego ciała i jego akceptację, to siła miłości dwojga. Tylko rozpalenie wewnętrznego ognia pozwala mi na niczym nieskrępowaną twórczość, na ekspresję w różnych dziedzinach życia. Wreszcie ogień to światło, to słońce mnie ogrzewające i ciepło ognia, które strzeże domu- nakarmi, ogrzeje, wskaże drogę w ciemności. Obcowanie z ogniem to dla mnie obcowanie ze wznoszącą się energią życia, męską energią Słońca. Ogień nauczył mnie też umiejętności świadomego niszczenia rzeczy, myśli, pojęć, programów umysłu, które ograniczały mnie i zniewalały. Dziś lubię oddać płomieniom swoje troski, ciężary, złe samopoczucie. Ogień trawi je w okamgnieniu i pozostawia mnie czystą i spokojną. Jedno z piękniejszych doświadczeń natury symbolicznej jakie miałam w mojej relacji z ogniem dotyczyło zamknięcia mojego etapu chorobowego z przed wielu lat. W pierwszych trzech dekadach swego życia dużo chorowałam. Doświadczałam bólu fizycznego i emocjonalnego a z bezradności i rozpaczy pozwoliłam kilkakrotnie aby skalpele hirurgiczne porozcinaly moje ciało trochę wszerz i nieco wzdłuż. Na mojej ścieżce Miłości, na którą wkroczyłam przestałam chorować w momencie gdy zaczęłam rozumieć czym jest choroba, czym były dla mnie w przeszłości i dlaczego je na siebie sprowadziłam. A tego czego nie byłam w stanie pojąć, po prostu przyjęłam i w prostocie zaakceptowałam. Życie w całkowitym Zdrowiu od wielu lat choć jest faktem, jest dla mnie nadal czymś niezwykłym, zaskakującym i pięknym błogosławieństwem tym bardziej, że przeszłość była diametralnie inna. Dlatego życie samo w sobie jak i zdrowie to dla mnie nadal wartość ogromna, za którą każdego dnia jestem wdzięczna. W przypływie takiej właśnie wdzięczności a jednocześnie pewnych nowych refleksji, jakieś pięć lat temu przypomniałam sobie, że w pawlaczu stoi zakurzony, ogromny karton z dwoma segregatorami wypełnionymi kartami szpitalnymi, wynikami badań, analizami z klinik, na podstawie których można by było napisać niezłą pracę doktorską z szeroko pojętej dziedziny medycyny gdzie moja osoba występowałaby jako interesujący przypadek kliniczny – nadal chodzi i żyje a nie powinna:-). Uzmysłowiłam sobie, że dopóki ta dokumentacja mieszka ze mną w mym domu, dopóty nie pożegnam się tak naprawdę całkowicie ze stanem chorowania jako procesem i żyjąc w poczuciu strachu przed chorobą, jakaś część mnie wcześniej czy później ” zapragnie” zachorować z powodu ukrytych korzyści jakie niesie ze soba ludzka bezradność i choroba. Tak więc wzięłam cały swój kliniczny dobytek do ogniska, które rozpalilam i kartka po kartce oddawałam płomieniom swoją historię.
To było cudowne, transformujace doznanie. Czułam całą sobą, każdą najmniejszą komórką mego ciała jak z każdym spalonym dokumentem, znika, cofa się definitywnie choroba, która była tam skwapliwie opisana. Jedna po drugiej, wszystkie diagnozy wycofywały się z rzeczywistości, przestawały być prawdziwe. Czułam jak limfa krew i poszczególne narządy dziękują mi za ten akt mądrości. Poczułam lekkość a gdy spalalam ostatnią szpitalną kartkę poczułam realnie, że to wszystko nie jest już nawet wspomnieniem ale tak naprawdę nie miało nigdy miejsca. Ogień zmienił realnie moją przeszłość, zmienił zapisy energetyczne w mym ciele a moja historia zaczęła sie na nowo zapisywać na czystej kartce uwolniona od zapisów przeszłości. Dla jasności ten akt spalania był jedynie końcowym stemplem, moją sygnaturą umysłu, która ostatecznie godziła się , decyzją ” tak, jestem zdrowa”. Nie zrobiłam tego chorując ale będąc już w zupełnie innym stanie świadomości mimo to nie był to tylko akt symboliczny ale dopełnienie mego procesu uzdrawiania życia w ciele Edyty. Poczułam lekkość na duszy i na ciele jakiej nigdy wcześniej nie czułam. Łzy wzruszenia, które skapywały z mojej twarzy do ogniska dopełniły oczyszczajacego procesu. A od tamtej pory mój szacunek do siebie samej i do ognia wzrósł i staram się na co dzień pracować z jego mądrością. Dziękuję Ci Słońce ☀️ za 🔥 ogień w Tobie… Dziękuję za namiętność kierowaną życiodajnym ogniem, dzięki któremu przyszłam na świat:-) bo przecież ogień w nas tak pięknie Stwarza nowe życie, zachwycającą sztukę, nowe idee, pomysły, nową odrodzoną, zdrowszą rzeczywistość. A Wam wszystkim życzę transformujących i oczyszczających spotkań z ogniem w każdej postaci: słońca, ogniska, świecy, ognia w kominku, ognia, na którym gotujecie smaczną potrawę dla rodziny i wreszcie ognia, który rozbudza w Was chęć do życia i pasję do tworzenia, namiętność, pragnienie kochania czegoś, kogoś, siebie…. pięknego dnia…
Bosonoga Eyra, 28 maja 2022r.

 

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Między światami. Posaďte se na červenou židli.
Następny wpis
Jesień życia zwana niesłusznie „przekwitaniem”